wtorek, 11 listopada 2014

12.Speculation

Wyszłam z salonu sukien ślubnych. Pierwszą przymiarkę miałam już za sobą.
Uff…
Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer do Eleny. Byłam zdziwiona, że się nie pojawiła. Umówiłam się z nią, by pomogła mi wybrać suknie, ale się nie zjawiła. Nie rozumiem. Przecież ona uwielbiała pomagać przy moim ślubie. Włączyła się poczta głosowa.
Nie odebrała.
Następnie wybrałam numer do jej siostry bliźniaczki. Katherine odebrała po drugim sygnale.
- Hej, Care!
- Cześć Kath. Wiesz może, co się dzieje z Eleną?
- A, czy ona nie miała być przypadkiem z tobą w tej chwili?- zapytała.
- Powinna, ale się nie zjawiła- wyjaśniłam.
- Że co? Moja siostra nie pokazała się na przymiarce sukni ślubnej?- była jeszcze bardziej zdziwiona.
- Nie mam pojęcia, dlaczego się nie pokazała. Może jej się coś stało? Przecież obie wiemy, że Elena by tego nie przegapiła- powiedziałam.
- Care, spotkajmy się pod moim domem. Zaraz tam będę.
- Okej. Pa- pożegnałam się.
- Pa- rozłączyła się.

*Oczami Katherine*

Skończyłam rozmowę z Caroline i ruszyłam w stronę domu. Zdziwiło mnie to, że moja siostra nie zjawiła się na przymiarce sukni ślubnej. Przecież mówiła o tym cały wczorajszy dzień. Schowałam telefon do torebki i ruszyłam do domu. Niestety po drodze wpadłam na jakiegoś faceta. Gorącego faceta.
Katherine, ogarnij się!
- Przepraszam- wymamrotałam i chciałam go ominąć, ale mnie zatrzymał.
- Widziałem cię w barze trzy tygodnie temu, ale szybko wyszłaś i nie miałem okazji z tobą porozmawiać- powiedział.
Taa… Klaus chciał się czegoś dowiedzieć.
- Musiałam z kimś porozmawiać- odpowiedziałam od niechcenia.
Uśmiechnął się do mnie.
Jeju, koleś, streszczaj się. Nie mam czasu.
- Może pozwolisz mi się zaprosić na kawę?- zapytał.
Sorry, koleś. Moja siostra jest ważniejsza.
- Niestety, spieszę się- powiedziałam.
- To może umówimy się kiedy indziej?
- Jasne. Daj telefon, to wpisze ci mój numer- odpowiedziałam.
Mężczyzna zaczął wyjmować telefon z kieszeni, a ja szybko go wyminęłam i pobiegłam w stronę domu.
On na serio myślał, że dam mu mój numer?
- Ej, ślicznotko obiecałaś mi swój numer!- krzyknął za mną.
- Palant- prychnęłam.
Po kilki minutach byłam przed moim domem. Caroline już na mnie czekała.
- Przepraszam, że tak długo, ale jakiś żałosny dupek, który był powalonym kretynem zatrzymał mnie na ulicy- mruknęłam, a blondynka się zaśmiała.
- Rozmawiałaś wczoraj z Eleną?- zapytała.
- Nie wiem, czy można to nazwać rozmową. Ona cały czas paplała o tej całej przymiarce sukni ślubnej, a ja i Jeremy po prostu jej słuchaliśmy- odpowiedziałam.
- Co się mogło stać, że nie przyszła?- spytała.
- Może wreszcie jej prawdziwa rodzina ją znalazła. Zawsze jej powtarzałam, że jest kosmitką i te ufoludki ją w końcu znajdą!
- Katherine, nie pomagasz- rzuciła Caroline.
Przekręciłam teatralnie oczami i otworzyłam drzwi. Od razu skierowałam się do kuchni i zajrzałam do każdej szafki.
Nie ma słodyczy. Niedobrze.
- Nie ma słodkości, Caroline- powiedziałam, a blondynka od razu zrozumiała o co chodzi.
Zjadanie wszystkich słodyczy w domu było bardzo Elenowate i oznaczało, że ma problemy z chłopakiem.
Ruszyłyśmy do pokoju Eleny. Otworzyłam drzwi i zastałyśmy moją siostrę leżącą na łóżku z paczką chipsów na kolanach, oglądającą jakiś durny serial.
Tak. To też jest bardzo Elenowate.
- Hej, Elena- odezwała się Caroline i moja bliźniaczka spojrzała na nas, próbując się uśmiechnąć, co szczerze mówiąc, nie udało jej się.
- Co się stało?- spytałam, siadając z Forbes na łóżku.
- To był palant- powiedziała.
Jak wszyscy.
- Co zrobił?- spytała Caroline.
- Chciał mnie zaciągnąć do łóżka, ale ja powiedziałam, że chce czekać, a on ze mną zerwał- wyjaśniła.
- Dupek- podsumowała Care.
- Nie myśl o nim, Elena- powiedziałam, próbując doradzić.
Szczerze powiedziawszy, jestem ostatnią osobą, do której powinno się zwracać z problemami sercowymi.
- Jestem zmęczona myśleniem. Ale to jest tak strasznie trudne! Nie myślenie o tym!- powiedziała- Przepraszam, że nie pojawiłam się na przymiarce, Caroline.
- Nie szkodzi- uśmiechnęła się blondynka.
- Przepraszam też za to, że tak świrowałam z tym ślubem. Byłam taka głupia! No, bo przecież ty tego nie chcesz, a ja byłam tak tym uradowana. Jaka ja jestem do bani- schowała twarz w dłonie.
Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą?
- Przez grzeczność nie zaprzeczę- powiedziałam.
- Nie pomagasz- zgromiła mnie Caroline.
- Czy ktoś kiedykolwiek mnie pokocha?- spytała samą siebie.
- Na pewno- powiedziałam- Każdego czeka kiedyś ta epicka miłość.
Czy ja właśnie zacytowałam moją siostrę?
- Chciałabym, aby ktoś kiedyś spojrzał na mnie tak, jak Klaus na Caroline- powiedziała.
- Co?- zapytała zdziwiona blondynka.
Gratuluję Elena. Świetna robota.
- Brawo, siostrzyczko- mruknęłam.
- Mogę wiedzieć, co miałaś na myśli, Eleno?- spytała.
- Nie powiesz mi przecież, że tego nie zauważyłaś!- krzyknęła moja siostra.
- Czego?- spytała Caroline.
- Tego w jaki sposób patrzy na ciebie Klaus- wtrąciłam się.
- Niby w jaki?- rozszerzyła oczy.
- Z uwielbieniem! Patrzy na ciebie, jak na ósmy cud świata- powiedziała Elena.
- Co?- zapytała zdziwiona Caroline- Nie rozumiem.
Serio, Caroline? Nawet ja to rozumiem.
- Podejrzewamy z Eleną, że Klaus darzy cię uczuciem mocniejszym niż przyjaźń, Caroline- powiedziałam.
*Oczami Caroline*

- Żartujecie, prawda?- zapytałam.
Jak one mogą sądzić, że Klaus coś do mnie czuje? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Prawda, Caroline? Tylko przyjaciółmi, prawda?
- Możemy się mylić. Wiesz jak to jest- zaczęła Katherine.
- Nie mylimy się- powiedziała szybko Elena.
- Skąd możesz to wiedzieć?- spytałam.
- Romantyczne filmy? Heloł?! Myślisz, że ja je tylko oglądam? Ja wyciągam z nich wnioski i czasami rzeczy, które przydają się w życiu. W szczególności w życiu miłosnym- powiedziała dumna z siebie Elena.
- Tylko wy tak uważacie?- zapytałam.
- Nie- odpowiedziały chórem.
- Co? Kto jeszcze wpadł na tak absurdalny pomysł?- spytałam.
- No… Yyy…- jąkała się Katherine.
- Damon- powiedziała Elena.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
Damon?! To muszą być jakieś żarty!
- Bonnie- dodała Katherine.
Cudownie!
- Alison, Stefan, Jeremy- wymieniała Elena.
Czyli wszyscy.
- Ashley, Cody.
Moje rodzeństwo? Moja własna krew przeciwko mnie! To nie fair.
- Rebekah- skończyła Katherine.
Z nią też o tym rozmawiały?
­- I co ja mam z tym zrobić?- zapytałam.
- Pocałować się w deszczu!- podsunęła pomysł Elena.
- Zamknij się Elena- rzuciła Katherine- Porozmawiać z nim.
- Albo od razu przejść do przyjemnych rzeczy. Jeśli wiesz co mam na myśli- powiedziała Elena.
- Elena!- krzyknęłyśmy razem z Katherine.
Fuj.
­- Muszę się już zbierać- powiedziałam.
- Pa!- rzuciła Elena, która nawet nie ruszyła się z łóżka.
Katherine odprowadziła mnie do wyjścia.
- Możemy się mylić. Tak jak myliliśmy się z…wszystkimi­- uśmiechnęła się.
Miała rację. Często myśleliśmy, że ktoś jest w kimś zakochany, ale zawsze się myliliśmy. Teraz na pewno też tak jest.
- Pewnie masz rację- powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Do zobaczenia jutro, Caroline- pożegnała się.
- Pa!
Ruszyłam w stronę domu. Na przymiarkę ślubną odwiózł mnie Klaus, więc musiałam teraz wracać na piechotę. Nie chciało mi się dzwonić po taksówkę. Rozmyślałam nad tym, co powiedziały mi dziewczyny.
Czy to może być prawda?
Nie. Wątpię w to. Może. To jest bardzo prawdopodobne. Tak.
Jest tyle odpowiedzi. A nawet jeśli tak, to co? Czy to coś zmieni? Ale jest jedno najważniejsze pytanie.
Czy ja czuję do niego, to samo, co on do mnie? Czy ja go kocham?
Nic. Pustka. Nie mam zielonego pojęcia. Z jednej strony przy nim czuję się inaczej, ale z drugiej boję się.
Jestem taka głupia. Przecież każda inna dziewczyna skakałaby z radości, gdyby okazało się, że mega przystojny, inteligentny facet jest w niej zakochany. Ale dlaczego nie ja?
Moje rozmyślenia przerwał samochód, który zatrzymał się koło mnie. Znałam ten samochód.
- Nie miałaś być z Eleną?- zapytał Klaus.
- Właśnie od niej wracam- odpowiedziałam.
- Wsiadaj, nie będziesz szła na piechotę- powiedział, a ja wsiadłam do samochodu.
- Jak ci minął dzień?- zapytał.
- Dobrze. Po przymiarce poszłam do domu Eleny i Katherine- odpowiedziałam- A tobie?
- Strasznie pracowicie. Miałem dzisiaj strasznie dużo spotkań. I na dodatek żadnego w mojej firmie, więc musiałem jeździć w tę i z powrotem- odpowiedział.
Po chwili byliśmy już pod domem. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam drzwi.
- Co chcesz na kolację?- zapytał Klaus, gdy wszedł do kuchni.
- Nie jestem głodna- powiedziałam, co było kłamstwem.
Byłam cholernie głodna. Nie jadłam dzisiaj obiadu. Po prostu chciałam uciec na górę i nie czuć się tak przy nim, jak czuję się w tej chwili.
- Pójdę wziąć prysznic i położę się spać. Jestem strasznie zmęczona, a jutro zapowiada się strasznie energiczny dzień. W końcu jutro idziemy na urodziny Victorii!- powiedziałam.
- Dobranoc, Caroline- uśmiechnął się.
- Dobranoc, Klaus.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.
Jestem żałosna.
Szybko wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Z marnym sutkiem. Słyszałam jak Klaus wchodzi do pokoju, a następnie do łazienki. Czułam, jak kładzie się obok mnie na łóżku. Tym razem zasnęłam bez problemu.

***

Obudziły mnie promienie słoneczne. Przetarłam ręką oczy i rozejrzałam się po pokoju.
Byłam sama.
Spojrzałam na zegarek. 9.30. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę, ubrałam się i zeszłam na dół z zamiarem zrobienia śniadania. Nigdzie nie było widać Klausa. Dziwne. Zrobiłam sobie kanapki, które chwilę później zniknęły z talerza. Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego i upiłam trochę.
- Dzień dobry.
Z mojej ręki wyleciała szklanka i roztłukła się na podłodze.
- Przepraszam. Przestraszyłeś mnie- powiedziałam do Klausa i zaczęłam kucać, by pozbierać szkło.
- Nic się nie stało- powiedział i przykucnął obok mnie, by mi pomóc.
- Dziękuję- powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Dzwoniła twoja mama- oznajmił.
- Czego chciała?- zapytałam.
- Spytała się, czy chcielibyśmy wpaść dzisiaj do niej na obiad, ale powiedziałem jej, że jesteśmy dzisiaj zajęci- odpowiedział.
- Jak dobrze, że Victoria ma dzisiaj urodziny. Nie mam ochoty spotykać się z matką- powiedziałam.
- Caroline, muszę teraz jechać na jedno spotkanie, ale wrócę przed urodzinami małej- powiedział, a ja dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie garnitur.
- Okej- powiedziałam- Miłego spotkania.
Uśmiechnął się i wyszedł. Miałam wolne całe przedpołudnie.
Co by tu porobić?
Postanowiłam zrobić coś, co korci mnie już od dłuższego czasu. Weszłam na górę i skierowałam się do pomieszczenia, do którego zajrzałam tylko raz, gdy Klaus po raz pierwszy oprowadzał mnie po domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, rozglądając się i podziwiając przeróżne obrazy. Byłam w pracowni Klausa. Czasami po pracy Klaus wchodzi i tutaj i przez dłuższy czas nie wychodzi. Zastanawiam się wtedy, co maluje, ale nigdy nie chciałam mu przerywać. Na stole zauważyłam szkicownik, który zaczęłam oglądać. Były to przeróżne szkice. Zaczynając od krajobrazów kończąc na… mnie.
Co ja tutaj robię? Czy on mnie naszkicował? O mój Boże. To jest piękne.
Szkic przedstawia mnie w nasze zaręczyny. Jestem uśmiechnięta. Wyglądam pięknie. Czy on postrzega mnie w ten sposób? Przecież jestem zwykłą, przeciętnie ładną dziewczyną. Dotknęłam palcami kartki ze szkicem, by upewnić się, że to jest prawdziwe. Mimowolnie uśmiech na mojej twarzy powiększył się. Nie wiedziałam do końca, dlaczego się uśmiecham.
Czy to dlatego, że podobał mi się ten szkic? Czy może z innego powodu? Ale jakiego?
Sama nie umiałam sobie odpowiedzieć. Odłożyłam szkicownik i zaczęłam oglądać inne obrazy. Klaus był naprawdę utalentowanym malarzem. Spojrzałam na zegarek. Czas wskazywał, że musze się zacząć szykować. Weszłam do pokoju i wyciągnęłam z szafy szmaragdową sukienkę z koronkową górą. Weszłam do łazienki, ogarnęłam się, założyłam sukienkę, nałożyłam lekki makijaż i poprawiłam włosy. W beżową torebkę wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam na dół po beżowe balerinki. Uznałam, że nie zakładam dzisiaj szpilek, bo nogi mnie za bardzo bolą. A po drugie: balerinki są o niebo lepsze. Wyszykowana czekałam na Klausa, który zjawił się chwilę później.
- Jesteś już gotowa?- spytał.
- Tak- odpowiedziałam i wyszłam z kuchni.
- Ślicznie wyglądasz- powiedział.
- Dziękuję- odpowiedziałam i mogę przysiąść, że poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
Ale dlaczego?
Klaus kazał mi pójść do samochodu, a sam pobiegł po prezent na górę. Szczerze nie mam zielonego pojęcia, gdzie go schował. Po chwili Mikaelson siedział koło mnie w samochodzie. Ruszyliśmy.
- Jak było na spotkaniu?- zapytałam.
-Nudno. W sumie to ja tylko słuchałem, bo po prostu nie miałem siły mówić- powiedział.
I rozmowy koniec.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem Elijah i Hayley, gdzie miały się odbyć urodziny Re- tak zwracali się do dziewczynki najbliżsi, a ja już prawie do nich należę, więc także zaczęłam do niej tak mówić. Bardzo ją polubiłam. Dzisiaj skończy dwa latka.
Wysiadłam z samochodu i wraz z Klausem skierowaliśmy się w stronę wejścia. Zadzwoniliśmy do drzwi i po chwili zostały otworzone przez Tobiego.
- Wujek Nik! Ciocia Caroline!- krzyknął uradowany i nas przytulił.
Weszliśmy do środka i okazało się, że byliśmy pierwszymi gośćmi.
- Line! Line!- usłyszałam głos Victorii.
Dziewczynka nie umiała wymówić mojego pełnego imienia, więc mówiła tylko jego część. To było urocze i przypominało mi, jak kiedyś Ali, tak się do mnie zwracała.
- Re!- przytuliłam ją- Wszystkiego najlepszego!
- Nik- na jego widok też się ucieszyła.
Klaus kucnął obok nas i także przytulił Re.
- Wszystkiego najlepszego- powiedział i pocałował ją w główkę.
Wręczyliśmy jej prezent. Victoria była na etapie Hello Kitty, więc uznaliśmy, że gadająca kitka będzie dobrym prezentem dla dziewczynki. Nie myliliśmy się. Victorii bardzo spodobał się prezent.
- Wujku, pobawisz się ze mną na dworze?- spytał Toby.
- Oczywiście- powiedział Klaus i wyszedł z chłopcem.
Postanowiłam sprawdzić, czy nadam się do czegoś Hayley. Weszłam do kuchni.
- Pomóc w czymś?- zapytałam.
- Nie. Już wszystko skończone- uśmiechnęła się- Urządzanie urodzin to istne piekło- zaśmiała się- Zresztą zobaczysz, gdy sama będzie urządzać przyjęcie dla swojego dziecka.
Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Jak sobie radzisz?- zapytała.
- Z czym dokładnie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ze ślubem. Wiem, jak się czujesz- powiedziała.
- A z tym. Coraz bardziej dociera do mnie myśl, że muszę wyjść za mąż- odpowiedziałam- Jest to męczące.
- Czułam się identycznie. Ale teraz jestem szczęśliwa. Kto wie, może tobie i Klausowi też się ułoży?
Może.
Gości zaczęło przybywać i po chwili salon był już wypełniony. Poznałam paru ludzi ze strony rodziny Hayley, w tym jej matkę, która zmusiła ją do małżeństwa z Elijah. Szczerze? Niczym nie różniła się od mojej. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Chwilę później na stole pojawił się piękny tort. Hayley wzięła na ręce Re, a Elijah obok trzymał Tobiego. Victoria zdmuchnęła świeczki i wszyscy zaczęliśmy bić brawa. Oczywiście musieli zapalać świeczki jeszcze raz, by Toby mógł zdmuchnąć. Zdmuchnął wszystkie.
-Widzisz wujku! Mówiłem, że zdmuchnę wszystkie- zwrócił się do Klausa.
Zaśmiałam się i spojrzałam na Mikaelsona. Uśmiechał się. Z dołeczkami.
Następnie tradycyjnie odśpiewaliśmy „Sto lat” i zasiedliśmy do stołu. Rozmawialiśmy, o tym, że Re wyrosła, że Toby zrobił się grzeczniejszy, temat spadł nawet na ślub mój i Klausa, ale w sumie to nie czułam się niezręcznie. Gdy Victoria poszła spać, ja z Niklausem zaczęliśmy się zbierać. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy do samochodu. Wsiedliśmy i chwilę później ruszyliśmy.
- Jak ci się podobało?- zapytał.
- Było miło. Victoria chyba ucieszyła się na nasz prezent- powiedziałam.
- Mam taką nadzieję. Szczerze mówiąc czułem się niezręcznie w dziale dla dziewczynek, gdzie otaczały mnie lalki- oznajmił.
I w tym momencie wybuchłam śmiechem. Szczerym śmiechem. Klaus spojrzał na mnie.
- Nigdy jeszcze się tak przy mnie nie śmiałaś- powiedział.
- Musisz zacząć się przyzwyczajać do tego okropnego śmiechu, ponieważ dość często się tak śmieje- oznajmiłam.
- Twój śmiech nie jest okropny- powiedział- Jest piękny.
I po raz drugi tego dnia na moje policzki wpłynęły rumieńce. I ponownie nie wiem dlaczego.
Mimo wszystko uśmiechnęłam się i podziękowałam.

__________________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Przepraszam za ponowną długą przerwę, ale ten rok szkolny naprawdę daje w kość. 
Jest dopiero listopad, a ja już jestem zawalona. 
Na dodatek tok myślenia moich nauczycieli jest do bani: "Po co przestrzegać statusu szkoły, jak mozemy wcisnąć dzieciakom pięc testów w tygodniu" 
Gratuluję im inteligencji!
Do tego dochodzą jeszcze moje prywatne problemy i "przyjaciółka", która uważa, że jestem popierdoloną suką, ale nie umie mi tego powiedziec w twarz, tylko obgaduje mnie za moimi plecami. 
I właśnie podałam Wam czynniki, które wpływają na taką długą przerwę. 
Przepraszam Was gorąco! Naprawdę! 
Jak Wam się podobał rozdział?
Szczerze boję się pisać następny. Odbędzie się wtedy ślub i boję się, że źle go opisze i Wam się nie spodoba, ale będę próbowała. Sama nie mogę się doczekać, kiedy oni wreszcie będą małżeństwem. 
A teraz tak z innej beczki: 
Ostatnio czytałam jakiegoś tam bloga i zdałam dobie sprawę, że chciałambym bardziej poznać autorkę tego bloga. Pozadawać jej kilka pytań i takie tam. I zaczęłam się zastanawiać, czy Wy też nie chcielibyście mnie lepiej poznać. Spytać o coś. Jeśli mielibyście taką ochotę zadawajcie pytania w komentarzach, a ja bedę na nie odpowiadać pod następnym postem :) Mogą być to pytania różnego typu, np. Jak mam naprawde na imię? Ile mam lat? Jaką mam ksywkę? I różne rzeczy.
A jeśli chcielibyście ze mną gdziec popisać (e-mial, gg itd.) także napiszcie w komentarzach, a ja z chęcią z tego skorzystam :) 
Pozdrawiam
Wasza Caroline xx. 

poniedziałek, 6 października 2014

11.Case

Weszłam do domu. Było ciemno i cicho. Zapaliłam światło w przedpokoju i skierowałam się w stronę kuchni. Rozejrzałam się dokładnie w poszukiwaniu jakiejś kartki, wiadomości od Klausa, gdzie wyszedł.
Nic. Zero.
Westchnęłam głęboko i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej butelkę wody mineralnej i upiłam z niej parę łyków. Nagle usłyszałam jakiś hałas na górze. Zdezorientowana chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do Klausa. Odebrał po trzech sygnałach.
- Caroline? Stało się coś?- zapytał.
- Gdzie jesteś?
- Właśnie wracam do domu. Spotkanie się przedłużyło. Stało się coś?
- Klaus ktoś tu jest. W domu- wyszeptałam przestraszona, faktem, że w domu znajduje się jakaś osoba.
- Co? Caroline, wyjdź jak najszybciej z domu. Zaraz będę- powiedział i rozłączył się.
Za radą Klausa zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Moje plany zostały jednak pokrzyżowane, gdy wpadłam na kogoś.
- Miło cię znów widzieć, słoneczko- usłyszałam.
- Tyler…- wyszeptałam przerażona.
- Miałem nadzieję, że się zabawimy, ale niestety zadzwoniłaś do Klausa i niestety teraz mamy mniej czasu, więc będę musiał zrobić to szybko.
- Co?- wyszeptałam.
Tyler tylko uśmiechnął się tak samo, jak tamtej pamiętnej nocy i wyjął zza pleców duży, ostry nóż.
- Ostrzegałem cię, abyś nie zeznawała w sprawie Alison. Nie posłuchałaś. Teraz tego pożałujesz- powiedział i wbił mi nóż prosto w brzuch.
Krzyknęłam i nagle Tyler zaczął się rozmazywać. Zamiast niego widziałam teraz przestraszonego Klausa.
- Caroline- wyszeptał.
Tylko tyle słyszałam.
Jedno słowo. Moje imię.
Caroline. Caroline. Caroline…
- Caroline do cholery jasnej, obudź się wreszcie- ze snu wyrwał mnie krzyk Katherine.
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się. Nie byłam w domu Klausa. Nie było tutaj Klausa. Spojrzałam na mój brzuch. Wszystko dobrze. Przetarłam ręką twarz.
To był tylko sen. To wszystko było snem.
Tak. To wszystko było snem. Czwartym już chyba w tym tygodniu…
- Wszystko w porządku?- spytała moja przyjaciółka.
- Tak. Po prostu znowu miałam ten sen.
- Znowu? Który to już raz? Drugi?- spytała.
- Czwarty w tym tygodniu- westchnęłam.
- Dobra… Weź się ogarnij i przyjdź do kuchni. Damon zrobił śniadanie- powiedziała i zostawiła mnie samą. Wstałam z łóżka i zgarnęłam pierwsze lepsze ciuchy, weszłam do łazienki i przyprowadziłam się do porządku. Byłam w domu Damona. Od mojej sprzeczki z Klausem minęły trzy tygodnie i od tego czasu go nie widziałam. Wyszłam z domu, gdy on był w pracy i od trzech tygodni wałęsam się z domu jednego przyjaciela do drugiego. Do mojego do domu nie pójdę, bo matka własnoręcznie mnie zabije, za to, że zostawiłam Klausa samego, a do niego też na razie nie wrócę. Nie zniosłabym ciągłych pytań o Tylerze. Niklaus dzwonił.
Często.
Ale ja nigdy nie odebrałam. Bałam się. Jestem po prostu pieprzonym tchórzem, ale nie potrafię. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy. Nie potrafię spojrzeć na niego i nie poczuć tego uczucia, które podpowiada mi, że powinnam mu zaufać. Od trzech tygodni nękają mnie sny z Tylerem i Klausem w roli głównej. Zawsze chodzi o to samo. Tyler jest wściekły, że zeznaję w rozprawie o Alison, a później pojawia się Klaus, który nie wie, co się dzieje.
Rozprawa, która ma rozstrzygnąć, czy Tyler dostanie prawa do Alison ma się obyć dzisiaj. Zostałam powołana jako świadek przez Rebekę. Boję się zeznawać, ale muszę to zrobić.
Dla Bonnie.
Dla Alison.
Dla siebie.
Gdy wyszłam z łazienki skierowałam się do kuchni, gdzie siedzieli Damon i Katherine. Gilbert też dzisiaj nocowała u Salvatore, ponieważ Elena znowu poszła na randkę, a Kath nie chciała siedzieć sama. A, że ja nocowałam u Damona, to ona postanowiła, że spędzi czas ze mną i Damonem.
- Dzień dobry, Blondie- przywitał się.
-Dzień dobry.
Usiadłam obok Katherine i zaczęłam jeść przygotowane przez Salvatore śniadanie.
- Jakie plany na dzisiaj?- spytał.
- Do rozprawy pewnie będę siedziała tutaj, obżerała się i oglądała jakiś durny program telewizyjny- odpowiedziałam i napiłam się soku pomarańczowego.
- Nie to chciałem usłyszeć- mruknął.
- A co?- zapytał.
Zamiast Damona odpowiedziała Katherine:
- A wiesz może w końcu pójdę do Klausa i powiem mu, że żyję i wszystko jest ze mną w porządku.
Mogłam się tego spodziewać.
Katherine i Damon od dwóch tygodni próbują mnie nakłonić bym porozmawiała z Klausem.
- Myślałam, że go nie lubisz- rzuciłam.
- Bo nie lubię. Ale dopóki przy nim jesteś bezpieczna, mogę go znieść- powiedziała i kontynuowała jedzenie.
Spojrzałam na Damona, a jego spojrzenie opowiedziało mi na moje pytanie. On uważał tak samo.
Świetnie.

*Oczami Klausa*

Siedziałem w biurze i próbowałem pracować.
Próbowałem.
Dobre określenie. Od trzech tygodni nie jest w stanie robić niczego innego niż myślenie o Caroline.
Gdzie ona jest? Czy wszystko w porządku? Dlaczego nie obiera moich telefonów?
Te pytania nękały mnie cały czas. Ile ja bym oddał, by ją teraz zobaczyć, usłyszeć jej głos, powiedzieć jej, co czuję, przytulić, pocałować i nigdy nie pozwolić jej odejść. Ale wiem, że to niemożliwe.
Przynajmniej nie teraz.
Moja optymistyczna strona ciągle wierzyła, że gdzieś tam, jest dla nas szansa, ale ta racjonalna już dawno pogodziła się z tym, że to się nigdy nie wydarzy.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę- powiedziałem, a drzwi się otworzyły i zobaczyłem moją matkę.
- Witaj Niklaus- przywitała się.
- Witaj mamo.
- Nie mogłam dodzwonić się do Caroline.
Nie tylko ty.
- Naprawdę? Musiała pewnie wyjść, gdzieś z Alison i Bonnie. Wtedy zawsze wyłącza telefon- powiedziałem pierwszą lepszą myśl, która przyszła mi do głowy.
Musiałem kłamać. Przecież moja matka nie może się dowiedzieć, że moja narzeczona uciekła trzy tygodnie temu. Gdyby się dowiedziała nie miałbym życia.
- To nic ważnego. Możesz jej przekazać jak się zobaczycie, że jutro ma przymiarkę sukni ślubnej- uśmiechnęła się do mnie.
- Przypomnę jej.
Jak tylko ją zobaczę…
- Dziękuję. Muszę się z tobą niestety pożegnać, ponieważ mam spotkanie. Do zobaczenia- pożegnała się i wyszła.
Podszedłem do okna i rozejrzałem się po Nowym Jorku. Jak zwykle tętnił życiem. Całkowite
przeciwieństwo mnie, ponieważ w tej chwili, bez Caroline, czuję się jakbym umierał.


*Oczami Caroline*

Siedziałam na korytarzu. Cała się trzęsłam. Obok mnie siedziała Katherine. Damon poszedł po kawę dla nas. Czekaliśmy na Bonnie i Rebekę. Z tego co wiem zeznawać mam ja, Damon, Kol i to chyba wszyscy. Zeznają ci, którzy widzieli, jak Tyler uderzył Alison. Katherine zaproponowała, że przyjdzie ze mną, by podnieść mnie na duchu, ale szczerze mówiąc, jest zdenerwowana tak samo jak ja. Po chwili wrócił Damon, podał nam napój i usiadł obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Teraz cisza wydawała się dobrym pomysłem. Po chwili zauważyłam zbliżających się do nas Rebekę, Kola i Bonnie. Uśmiechnęłam się lekko na widok Rebeki w todze. Wyglądała tak…poważnie. Jak nie Bekah. Kol w garniturze, Bonnie w czarnej sukience, Katherine w białej koszuli i spódnicy, Damon także był ubrany elegancko. I jestem jeszcze ja. W czarnej sukience, z rozpuszczonymi włosami i pogubiona w swoim życiu. Westchnęłam głęboko.
- Cześć Wam- przywitałam się.
- Hej- wyszeptała, cała trzęsąca się Bonnie.
Nagle przed moimi oczami pojawili się Lockwoodowie i nowy kochaś mamy. Rozmawiali. Tyler chyba wyłapał mój wzrok, spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwaniacko.
On coś knuł.
- Rozprawa o nadanie praw rodzicielskich Tylerowi Lockwoodowi- zawołał strażnik i Tyler wraz z jego prawnikiem, a także Bonnie z Rebeką weszli do pomieszczenia. Schowałam twarz w dłonie.
- Care… Wszystko będzie dobrze. Nie stracimy Alison. Nie możemy jej stracić- wyszeptała Katherine i mocno mnie przytuliła.
Po jakiś piętnastu minutach strażnik wywołał mnie na świadka, więc wstałam i ruszyłam do sali. Powoli doszłam do miejsca, gdzie miałam zeznawać.
- Caroline Forbes, prawda?- spytał sędzia.
Był to starszy mężczyzna.
- Tak, panie sędzio.
- Proszę podać dane o pani. Wiek, miejsce zamieszkania, zawód…
- Mam 20 lat, nie posiadam pracy. Studiuję psychologie.
- A miejsce zamieszkania.
Bez zastanowienia powiedziałam adres Klausa.
Dlaczego?
- Czy jest pani powiązana, z którąś ze stron?
- Jestem przyjaciółką Bonnie, a z Tylerem miałam kiedyś wspólną historię.
- Czy zobowiązuje się pani mówić tylko i wyłącznie prawdę? Kłamstwo będzie karane, rozumie pani?
- Rozumiem- powiedziałam.
Sędzia skinął głową, tym samym dając znak prawnikom, że mogą zacząć. Pierwszy wstał George.
- Jak długo zna pani, pannę Bennet?- zapytał.
- Znamy się praktycznie całe życie. Poznałam ją w przedszkolu- odpowiedziałam.
- Jaka była reakcja panny Bennet, na wieść, że zostanie mamą?
- Była trochę przestraszona. W końcu miała tylko piętnaście lat, ale później była najszczęśliwszą osobą, jaką znam.
- Czy panna Bennet myślała kiedykolwiek o aborcji?
- Nie. Nigdy nic nie wspominała.
- Co sądzi pani, o pannie Bennet jako matce?
- Uważam, że jest świetną matką. Alison ją strasznie kocha i gdy spędzam z nią sama czas, praktycznie ciągle mówi, co robiła z mamą i jak fajnie było- wyjaśniłam.
- Panna Bennet mieszka sama, prawda? Nie jest w żadnym związku czy temu podobnym?- zapytał.
Rebeka wstał.
-Sprzeciw Wysoki Sądzie! Jesteśmy tutaj w sprawie praw do Alison Bennet, a nie po to, by studiować życie prywatne mojej klientki!- powiedziała.
- Oddalam pytanie. Panie Williams, proszę nie zbaczać z głównej sprawy.
- Oczywiście. Przepraszam. Z mojej strony to wszystko. Dziękuję- usiadł i przyszła kolej na Rebekę.
- Jak poznała się pani z panem Lockwoodom?
- Spotkaliśmy się w liceum.
- Była pani z nim w związku, prawda?- spytała.
- Tak.
- Co może pani stwierdzić, o panu Locwoodzie?
- Sprzeciw! Teraz wypytujemy o życie osobiste mojego klienta!- zaprotestował George.
- Jest to pytanie, które jest ważne w tej sprawie!- broniła się Rebeka.
Sędzia uciszył ich dłonią.
- Panno Forbes, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Tyler jest niebezpieczny.
- Dlaczego pani tak uważa?- spytał sędzia.
- Próbował mnie zgwałcić- powiedziałam, a oczy sędzi się rozszerzyły- Nie udało mu się jednak, ponieważ mój przyjaciel mu przeszkodził, a on w zemście postanowił zgwałcić Bonnie- wyszeptałam, próbując powstrzymać łzy.
Rebeka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
- Wiem, że to może być dla pani trudne, ale musi pani odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy Alison jest wynikiem gwałtu na pannie Bennet?
- Tak- przytaknęłam.
- Czy pan Lockwood widział się z córką?- spytał.
- Tak. Zabrał ją od Bonnie w moje zaręczyny.
- Wydarzyło się coś niepokojącego?
- Tak. On ja uderzył- powiedziałam.
- Dziękuję. To wszystko. Może pani usiąść. Proszę zawołać na salę świadka Damona Salvatore.
Damon odpowiadał na pytania. Następnymi świadkami byli państwo Lockwoodowie, którzy zaprzeczali wersji, że Tyler uderzył Alison, później Kol, który potwierdził zarzut rzucony na Lockwooda.
- Proszę o zawołanie na salę świadka Sophie Forbes- zawołał sędzia, a mnie zamurowało.
Moja matka?
Spojrzałam na Rebekę, ale ona tylko pokręciła głową. To nie był jej świadek. Moja matka weszła do sali i zaczęła być pytana.
- Czy słyszała pani o tym, że pan Lockwood uderzył swoją córkę?- spytał George.
- Tak, słyszałam- dzięki Bogu, będzie działała na naszą korzyść- Słyszałam jak moja córka i jej przyjaciel rozmawiają, że muszą to powiedzieć w sądzie. To nie jest prawda. Tyler nigdy nie podniósł ręki na tą biedną dziewczynkę.
Że co do cholery?
Myliłam się. Jednak nie działa na naszą korzyść.
- Dziękuję. To wszystko.
Rebeka szybko wstała, przykuwając tym samym uwagę sędzi.
- Chciałabym powołać na świadka jeszcze jedną osobę- powiedziała.
- Kogo?- spytał sędzia.
- Alison Bennet- odpowiedziała pewnie- Jest ona teraz pod okiem psychologa sądowego.
- Sprzeciw! Alison nie była wpisana jako świadek w rozprawie!- zaprotestował Williams.
- Ale jej odpowiedzi mogą rozstrzygnąć rozprawę. Gdyby pan nie zauważył mamy spór, o to czy pan Lockwood, uderzył Alison!- krzyknęła.
- Zgadzam się, by Alison została świadkiem- oznajmił sędzia i dał znak strażnikowi, by poszedł dać znać psychologowi.
Po chwili na telewizorze, który znajdował się w sali pojawiła się Alison, która coś rysowała.
- Alison, mogę zadać ci parę pytań?- spytała jakaś blondynka, zapewne psycholog.
- Oczywiście- uśmiechnęła się.
- Co sądzisz o twojej mamie?- zapytała.
- Bardzo kocham moją mamusię. Jestem strasznie szczęśliwa, że ją mam- spojrzałam na Bonnie, która uśmiechała się na słowa córki.
- Kocham też ciocię Caroline, ciocię Katherine, wujka Damona, ciocię Elenę, wujka Stefana i w sumie lubię też bardzo wujka Kola i wujka Klausa. Wujek Klaus będzie mężem cioci Caroline. To jest fantastyczne, bo on ma bardzo fajną piłkę i ogólnie jest strasznie fajny- uśmiechnęłam się na stwierdzenie Alison- A wujka Kola poznałam na zaręczynach cioci Caroline. Obronił mnie- zaśmiała się, ciągle coś rysując.
- Obronił cię? Przed czym?- zapytała psycholog.
- Przed takim jednym panem. On był na zaręczynach i od uderzył mamę i ta zasnęła, zabrał mnie, a później spotkaliśmy mamę cioci Caroline, ciocię Caroline, wujka Damona i wujka Kola. Ten pan powiedział, że to on tym razem uderzy wujka Damona, a ja wtedy krzyknęłam żeby go nie bił, no bo to mój wujek i nikt nie może go krzywdzić i ten pan mnie uderzył- opowiedziała.
Spojrzałam na moją matkę. Byłam ciekawa jak tym razem wyplącze się z kłopotów.
- Co rysujesz?- zapytała blondynkę.
- Moje życie- powiedziała i pokazała rysunek.
- Tutaj jestem ja, obok mnie moja mamusia, obok niej ciocia Caroline z wujkiem Klausem, ciocia Katherine, wujek Damon, ciocia Elena, wujek Stefan, ciocia Rebeka, wujek Kol, ciocia Ashley, wujek Cody i tutaj jest ten zły pan- pokazała na postać, który tak jakby spadała z góry na nas wszystkich.
- Dlaczego on spada?
- Bo jak coś spada na coś innego to niszczy tą drugą rzecz. Tak samo jest tutaj. Ten pan spada i wszystko psuje. Mama i ciocia Caroline się boją. Mama nie wypuszcza mnie już na boisko, bo mówi, że z nią w domu jestem bezpieczniejsza, ciocia Caroline i wujek Klaus się kłócą. Wszystko się niszczy przez tego pana- wyjaśniła.
- Dziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytania.
- Nie ma za co. Było bardzo fajnie- uśmiechnęła się i w tym momencie znikła z ekranu.
Sędzia przesłuchał ponownie moją matkę. Tym razem mówiła prawdę. Nadał grzywnę jej, jak i Lockwoodom za kłamstwo i poszedł na naradę. Po trzydziestu minutach wrócił. Zaczął swoją przemowę, a ja tylko czekałam aż wyda ostateczny werdykt.
- Po rozpatrzeniu obu stron nadaje pełne prawa rodzicielskie nad małoletnią Alison, jej matce Bonnie Bennet i uniemożliwiam jakiegokolwiek kontaktu ojca z córką- oznajmił, a odetchnęłam z ulgą.
Alison zostaje z nami. Szczęśliwa Bonnie uścisnęła Rebekę. Wyszliśmy z sądu, gdzie czekała na nas Ali.
- Hej, mała- przywitałam się.
- Cześć ciociu Caroline. Pogodziłaś się już z wujkiem Klausem?- zapytała.
- Jeszcze nie, bo musiałam być tutaj- odpowiedziałam jej.
- Ale pogodzicie się?
Uśmiechnęłam się do niej i zrobiłam miejsce szczęśliwej Bonnie. Przytuliła ona Alison i powiedziała, jak bardzo ją kocha.
- To co, idziemy świętować?- zaśmiała się Rebeka.
- Jasne- odpowiedział Damon.
- Słuchajcie, idźcie beze mnie. Muszę załatwić coś bardzo pilnego- oznajmiłam.
- Twoja strata- zaśmiał się Kol- Na razie Caroline!
- Pa!
Zamówiłam taksówkę. Po jakiś pięciu minutach najechała. Wsiadłam do środka i podałam kierowcy adres. Gdy dojechaliśmy zapłaciłam i wyszłam z pojazdu. Stałam teraz przed firmą Klausa. Niepewnie weszłam do środka. Skierowałam się w stronę windy i wjechałam na dwudzieste piętro, gdzie ma gabinet. Przywitał mnie szeroki i długi hol, gdzie znajdowała się recepcja. Podeszłam do niej i przywitałam się z recepcjonistką.
- Dzień dobry- przywitała mnie z firmowym uśmiechem- W czym mogę pomóc?
- Chciałabym się zobaczyć z Klausem Mikaelsonem- odpowiedziałam.
- Jest pani umówiona?- zapytała.
- Nie, ale to naprawdę ważne- powiedziałam.
- Zobaczę co da się zrobić- oznajmiła i podniosła słuchawkę do telefonu.
- Panie Mikaelson, przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu ktoś do pana i mówi, że to ważne- teraz była kolej Niklausa, by mówić, a recepcjonistka dokładnie się wsłuchiwała w każde wypowiedziane słowo- Tak. Dobrze. Rozumiem- potwierdziła i odłożyła słuchawkę.
- Pan Mikaelson, panią oczekuje- powiedziała i posłała mi sztuczny uśmiech, który także odwzajemniłam, z taką samą nieszczerością.
Nie lubię jej.
Powoli skierowałam się w stronę gabinetu Klausa i zapukałam.
- Proszę- usłyszałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że brakowało mi jego głosu.
Niepewnie otworzyłam drzwi i zastałam Klausa wpatrującego się i piszącego na komputerze.
- Cześć- przywitałam się, tym samym ściągając całą jego uwagę na mnie.
Widziałam w jego oczach zdziwienie, że widzi mnie tutaj.
Radość, że nic mi nie jest.
Ciekawość, dlaczego uciekłam.
Strach, że zrobię to ponownie.
Pytanie, dlaczego tu jestem.
Wyrzut, że nie dawałam znaku życia.
Wszystkiego po trochu.
- Caroline- powiedział z wyczuwalną ulgą w głosie.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i zamknęłam drzwi.
- Nie chcę przeszkadzać, ale chyba musimy porozmawiać- odezwałam się.
- Próbuję z tobą porozmawiać od trzech tygodni, Caroline- powiedział z wyrzutem.
- Wiem. Przepraszam- wyszeptałam.
Jestem żałosna.
Klaus wstał z fotela i podszedł do okna.
- Caroline, mogłaś dać jakiś znak życia. Mogłaś wysłać cholernego smsa!- był zdenerwowany.
Dziwisz mu się? Zostawiłaś go samego na trzy tygodnie bez żadnego znaku życia, idiotko!
- Przepraszam- wyszeptałam i zamknęłam oczy próbując powstrzymać łzy, ale niestety nie udało mi się i jedna, samotna łza powoli spłynęła po moim policzku.
- Caroline. Nie płacz, proszę- otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Klaus stoi tuż przede mną.
- Nie. Masz rację. Nie powinnam tego robić. To było strasznie egoistyczne- próbowałam się zaśmiać, ale nie wyszło.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- powiedział Klaus i starł z mojego policzka łże.
- Przepraszam- coś czuję, że to słowo będzie coraz częściej wychodzić z moich ust.
Klaus uśmiechnął się lekko.
- Gdzie byłaś przez te trzy tygodnie?- zapytał i pociągnął mnie za rękę, prowadząc na kanapę w rogu pomieszczenia.
- Włóczyłam się z domu jednego przyjaciela do drugiego- odpowiedziałam.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bałam się. Bałam się, że znów będziesz mnie wypytywać. Bałam się odpowiedzi- odpowiedziałam szczerze.
- Przepraszam, że tak wtedy naciskałem, ale naprawdę chciałem wiedzieć, kogo się boisz. Jak mam cię chronić, kiedy nie wiem przed kim? Nie będę naciskać, Caroline. Powiesz mi kiedy będziesz gotowa. Poczekam- powiedział.
- Dziękuję. Za czas- wyszeptałam.
Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Zapomniałbym. Moja matka nie mogła się do ciebie dodzwonić, więc poprosiła mnie, bym ci przekazał, że jutro masz przymiarkę sukni ślubnej- powiedział.
Cudownie.
- Wróciłam do rzeczywistości- mruknęłam, a Klaus się zaśmiał.
- Dużo masz pracy?- zapytałam.
- Muszę jeszcze napisać wiadomość do nowego klienta- odpowiedział.
- Mogę poczekać, aż skończysz i wrócimy do domu?- spytałam.
- Oczywiście. Chcesz coś do picia? Herbaty, kawy?
- Herbatę- odpowiedziałam.
Klaus podszedł do biurka, chwycił za słuchawkę do telefonu i poprosił o herbatę dla mnie i czarną kawę dla siebie.
- Nadal nie rozumiem, jak można pić zwyczajną czarną kawę z niczym- zaśmiałam się- Jesteś dziwnym człowiekiem, Klaus Mikaelson.
- Zupełnie, jak ty, Caroline Forbes- powiedział z uśmiechem.

________________________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak długą przerwę!
Dziękuję, że wciąż tu jesteście!
Postaram się więcej Was nie zawieść!
Nie było mnie prawie miesiąc (zabić wszystkich nauczycieli przez których musiałam się uczyć!)
Jak Wam idzie w tym roku szkolnym? J
Jak Wam się podobał rozdział?
Rozprawa. Zgadzacie się z werdyktem sędzi? :D
Wiem. Mało Klaroline, ale musiałam ich „rozdzielić” XD
Zrobiłam przeskok o trzy tygodnie i mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza ;)
Ślub coraz bliżej *_* Jeju jak ja to napisze XD
Czekam na Wasze cudowne komentarze! <3
Pozdrawiam, życzę jak najlepszych ocen, mało sprawdzianów i niezapowiedzianych kartkówek, zdrowia i wszystkiego czego sobie zapragniecie!

Wasza Caroline xx. 

poniedziałek, 8 września 2014

10. Argument

*Oczami Caroline*

Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do sypialni przez duże okno.
Jak ja się tu znalazłam?
Pamiętam jak siedziałam na kanapie w salonie z Ali, a potem musiałam usnąć, ale jakim cudem ja się tu znalazłam? Spojrzałam w bok i na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Na drugiej połowie łóżka spała Ali wtulona w również śpiącego Klausa. Wyglądali przeuroczo. Naprawdę. Nagle wyobraziłam sobie, że leży tutaj nasze dziecko, które wtula się w swojego tatę, jakby szukało bezpieczeństwa…
Caroline! O czym ty do cholery myślisz?!
Szybko potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z niej tę myśl.
Okej… To było dziwne.
Szybko wstałam z łóżka i weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i podeszłam do umywalki wykonanej z białego marmuru. Odkręciłam kran, a zimna woda zaczęła lecieć. Zaczęłam się nią ochlapywać, by poskładać myśli krążące po mojej głowie. Zawsze chciałam mieć prawdziwą rodzinę. Kochającego męża, dwójkę może trójkę dzieci. Chciałam mieć szczęśliwą rodzinę. Wspierającą się. Ale nie wiem czy z Klausem jest to możliwe.
Spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze. Blond włosy, które układały się w loki dosięgały ramion. Niebieskie oczy, długie rzęsy. Z wyglądu nic się nie zmieniłam, ale czy tak samo było z charakterem? Czy nadal jestem tą samą Caroline Forbes, którą wszyscy znali? Na pewno nie. Zmieniłam się. Wiem to, czuję. Nie jestem już tryskającą optymizmem, żyjącą bez trosk Caroline, której największym problemem było to, czy w moim pokoju nie było bałaganu. Tam zawsze było czysto. Musiało być, ponieważ matka tak kazała. Jak na ironię mój pokój jest przeciwieństwem mojego życia. W moim pokoju wszystko było na miejscu, wszystko potrafiłam znaleźć. Za to moje życie, jest jednym wielkim bałaganem. Szczególnie teraz, gdy mam wyjść za mąż, pojawił się Tyler. To nie tak miało wyglądać! Miałam być szczęśliwa!
Życie lubi zaskakiwać…
Uśmiechnęłam się gorzko to swoich myśli. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko do nich podbiegłam i otworzyłam. Przed moimi oczami pojawiła się zaspana Alison.
- Ciociu, przepraszam, że ci przeszkodziłam, ale muszę siusiu- powiedziała, a ja uśmiechnęłam się do niej szeroko, wpuściłam do środka, a sama położyłam się z powrotem do łóżka. Przekręciłam się na bok, tak, że teraz mogłam patrzeć na Klausa. W sumie to jego też mi było szkoda. Przecież on też zasługuje na szczęście. A teraz zamiast być szczęśliwym tkwi ze mną, rozhisteryzowaną dziewczyną, która niczym się nie wyróżnia. Klaus na pewno ułożyłby sobie życie. Jest przystojny…
Bardzo przystojny…
Szybko uciszyłam tę myśl. Wracając do Klausa. Jest też przecież inteligentny, troskliwy, co ja będę wymieniać. Jest to po prostu ideał mężczyzny dla każdej kobiety, ale… dlaczego nie dla mnie? Dlaczego nie czuję się tak, jak każda dziewczyna czułaby się w jego towarzystwie? I to jest jeden z przykładów, że się zmieniłam. Dawna Caroline skakałaby z radości mieszkając z takim mężczyzną, ale teraz? Szczerze? Nie mam pojęcia, co czuję. Naprawdę. Nie mam zielonego pojęcia jak wyglądają moje uczucia względem Klausa. Po chwili Alison wyszła z łazienki, przerywając moje rozmyślenia. Podeszła z uśmiechem do łóżka.
- Ciociu, pobawisz się ze mną?- zapytała słodkim głosikiem.
 Zaśmiałam się cicho, nie chcąc obudzić Klausa i przytaknęłam głową. Alison uśmiechnęła się szerzej i poszłyśmy na dół, po drodze wstępując do pokoju, gdzie miała swoje rzeczy, by zabrać zabawki. Wzięła ze sobą lalkę piłkarkę od Damona, misia Mus- Mus i jakieś kucyki. Co do nazwy misia… Mus-Mus, według mnie ta nazwa bardzo pasuje do pluszaka i zresztą do samej Ali. Dostała tego misia ode mnie, kiedy miała dwa latka i jest to jej ulubiona maskotka. Siedziałyśmy na podłodze w salonie i bawiłyśmy się oraz oglądałyśmy telewizję.
- Ali, jesteś może głodna?- spytałam.
- Troszeczkę- mruknęła, nie odrywając ręki, jak i wzroku od lalki, którą aktualnie grała w piłkę.
- Zrobię ci coś do jedzenia- powiedziałam i ruszyłam w stronę kuchni. Uwielbiałam, gdy kuchnia była łączona z salonem! I na szczęście tutaj tak było. Zaczęłam przeglądać szafki i jakimś cudem znalazłam nutellę. Ukroiłam dwie kromki chleba i posmarowałam je nutellą. Wrzuciłam na talerz i dałam Ali, która od razu zabrała się za jedzenie. Gdy skończyła odłożyłam talerz do zmywarki i jak najszybciej do niej wróciłam. Ponownie zaczęłyśmy się bawić, śmiać.
- Dzień dobry, wujku Klaus!- krzyknęła Ali, pobiegła w jego stronę i wskoczyła mu w ramiona.
Odwróciłam się do nich z uśmiechem na twarzy. Klaus wziął Ali na ręce jakby ważyła tyle samo jak piórko.
A nie waży… Uwierzcie mi.
Uśmiechnął się do niej szeroko i także się przywitał.
- Jak ci się spało?- zapytał i usiadł na kanapie z Ali na jego kolanach.
- Bardzo dobrze. Masz bardzo wygodne łóżko, wujek- zaśmialiśmy się się- A jak tobie się spało?
- Też bardzo dobrze- uśmiechnął się.
Postanowiłam, że zamiast siedzieć na podłodze przeniosę się na wygodną kanapę i tak też zrobiłam. Teraz siedziałam po turecku twarzą do Klausa i Ali.
- Jesteś głodna?- spytał Ali.
- Nie. Jadłam przed chwilą- uśmiechnęła się.
- A ty?- spojrzał na mnie.
- Trochę. Zaraz zrobię coś na śniadanie. Co byś chciał?- powoli podnosiłam się, ale zatrzymał mnie Klaus. A dokładniej jego dłoń na mojej.
Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, którego jeszcze nigdy nie czułam. No może raz…wtedy w basenie, gdy mnie przytulił…
Caroline, co się z tobą dzieje?
- Ja zrobię coś do jedzenia- uśmiechnął się i ruszył w stronę kuchni.
- To my pójdziemy się ubrać, co?- zapytałam Alison.
Pokiwała swoją główką i ruszyła na górę. Bonnie wrzuciła jej do torby białą sukieneczkę w czarne kwiatki i zielony sweterek, jakby było zimno. Mała poszła umyć ząbki, ubrała się i po chwili wróciła z łazienki i poprosiła, abym ją uczesała. Szybko złapałam za szczotkę i zaczęłam ją czesać, a po chwili miała skończonego dobierańca. Spakowałyśmy jej zabawki, bo powiedziała, że nie chce się już nimi bawić i pobiegła do Klausa na dół. Skierowałam się w stronę mojej sypialni, wzięłam szorty z wysokim stanem, czarny jednolity T-shirt i balerinki. Weszłam do łazienki i doprowadziłam się do porządku. Po chwili dołączyłam na dole do Klausa i Alison. Akurat, gdy schodziłam śniadanie było gotowe. Usiadłam przy blacie na wysokim „barowym” krześle i zaczęłam jeść jajecznicę zrobioną przez Klausa. Była naprawdę dobra. Po skończonym jedzeniu zaproponowałam, że posprzątam, a Niklaus w tym czasie poszedł się ubrać. Niedługo później wrócił w jeansach i zwykłej koszulce. Muszę przyznać, że ta wersja Klausa Mikaelsona bardziej mi się podoba niż ta oficjalna. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Niklaus poszedł je otworzyć.
Zapewne to Bonnie.
Słowo zapewne powodowało u mnie momentalny strach.
A co jeśli to Tyler?!
Wsłuchałam się i po chwili odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głos przyjaciółki.
- Przepraszam cię za kłopot, ale Alison uparła się na ciocię Caroline i…- zaczęła się tłumaczyć, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Cała Bonnie.
- Bonnie spokojnie. Nic się nie stało. Alison była bardzo grzeczna- czułam, że się uśmiecha.
Po chwili Bennet wraz z Mikaelsonem była w salonie i przywitała mnie szerokim uśmiechem.
- Mama!- Alison wpadła w jej ramiona.
- Cześć kochanie- przywitała się Bonnie i pocałowała ją w główkę.
Przez chwilę przeleciała mi myśl, jakby to było, gdybym ja była na miejscu Bonnie, a moje dziecko na Ali.
Nie! Caroline, stop!
Momentalnie spojrzałam na Klausa i nasze spojrzenia skierowały się na chwilę.
Czy to możliwe, aby on myślał o tym samym, co ja?
Po chwili Alison oderwała się od Bonnie.
- Byłaś grzeczna?- spytała ją.
- Bardzo. A ty, mamo?- uśmiechnęła się.
Zaśmiałam się.
- Jak zawsze- Bonnie puściła jej oczko.
- Pójdę po jej rzeczy- powiedział Klaus i skierował się na góre.
- Dziękuję- uśmiechnęła się, a Klaus odwzajemnił gest.
- Jak ci się podobało?- spytała swoją córeczkę.
- Było super! Muszę tutaj częściej przyjeżdżać! Bawiłam się z ciocią Caroline i grałam w piłkę z wujkiem Klausem! Kiedy tutaj znowu przyjadę?- uśmiechnęła się.
- Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz- powiedziałam jej.
Klaus wrócił z torbą i plecaczkiem Alison. Drugą rzecz podał od razu właścicielce, ale uparł się, że odniesie torbę z rzeczami dziewczynki do samochodu Bonnie.
- No dobrze. My musimy już iść- powiedziała Bennet, a Ali podbiegła do mnie i mnie przytuliła, a następnie pożegnała się również z Klausem, który już odniósł torbę z rzeczami małej. Bonnie pomachała do mnie, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Jeszcze raz przepraszam za kłopot.
- To nie był żaden problem, Bonnie- powiedziałam z Klausem w tym samym czasie.
Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się. Bonnie popatrzyła na nas i także się uśmiechnęła.
- No więc… Jeszcze raz dziękuję- powiedziała i wyszła.
Po chwili słychać było odjeżdżający samochód.
Klaus nagle spoważniał i odwrócił się w moją stronę. W jego oczach nie było już tego charakterystycznego błysku.
O co chodzi?
- Caroline- zaczął- Musimy porozmawiać.
- O czym?- spytałam szybko.
- Dlaczego nie mówisz mi prawdy?- spytał.
- Co?
- Caroline, dlaczego nie powiedziałaś mi, że się kogoś boisz?
Skąd on o tym wie? Cholera!
Milczałam.
- Caroline- podszedł do mnie bliżej- To o nim mówiła Ashley? Wtedy w samochodzie, co wsiadła taka przerażona. To jego się bała, prawda? To o nim rozmawiałaś z Rebekah?- był coraz bardziej zdenerwowany.
- To nie twój biznes!- syknęłam.
- Mylisz się! To jest mój biznes!- krzyknął.
Po raz pierwszy na mnie krzyknął.
- Kim on jest?- cisza- Caroline…
- Skąd o tym wiesz?- zapytałam.
- Alison się trochę wygadała. Może i jest mała, ale dużo rozumie. Mówiła, że ten facet raz do nich przyszedł i, że Bonnie się z nim kłóciła. Później razem z Damonem przyjechali do ciebie i Ali powiedziała, że widziała w twoich oczach strach. Następnie mi powiedziała, że on był na naszych zaręczynach. Caroline to prawda? On tam był?
- Był- wyszeptałam, a po moim policzku zaczęły płynąc łzy.
Moje cholerne wspomnienia znowu wróciła! To, co mi zrobił, to co zrobił Bonnie… Wszystko.
- Czego on chciał?- znowu milczałam- Caroline… Spójrz na mnie- poprosił i delikatnie dotknął mojego podbródka, bym na niego spojrzała.
- Caroline, powiedz mi prawdę.
Zamknęłam oczy i pokręciłam przecząco głową. Klaus głęboko westchnął.
- Dlaczego nie?!- spytał ponownie zdenerwowany.
Milczałam. Cisza wydawała mi się teraz taka potrzebna.
- Caroline, błagam cię, powiedz coś.
Ale ja tylko starłam łzy z policzków.
- Dlaczego nie chcesz mi zaufać, Caroline?- spytał.
Spojrzałam na jego twarz. On naprawdę chciał odpowiedzi. Chciał to wiedzieć.
- Raz komuś zaufałam i nie skończyło się dobrze- wyszeptałam, a Klaus spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili jakby wszystko zrozumiał.
- Chodzi ci o niego? Zaufałaś mu? Skrzywdził cię? Caroline, odpowiedz- błagał, ale ja tylko zamknęłam oczy, z których od nowa leciały łzy.
To mu wystarczyło. To było dla niego odpowiedzią. Podszedł do mnie i wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Caroline...- spojrzałam na niego. Przez łzy obraz był trochę rozmazany, ale i tak mogłam zobaczyć wszystkie emocje w jego oczach- Zaufaj mi. Caroline, nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję.
Chciałam mu zaufać. Cholernie chciałam mu zaufać! Ale nie potrafiłam. Szybko pokręciłam głową i pobiegłam do sypialni. Klaus pobiegł za mną. Szybko wbiegłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami, a po chwili usiadłam nadal się o nie opierając. Cały czas płakałam. Cały czas wlatywało mi do głowy kolejne wspomnienie związane z nim.
- Caroline, otwórz drzwi- usłyszałam głos Klausa.
Nie odpowiedziałam mu.
- Caroline, proszę…
Ale ja tylko patrzyłam tępo przed siebie przypominając sobie wszystko, co chciałabym zapomnieć. Przypomniałam sobie jego. Nasze każde spotkanie, pocałunek. On był idealny, dla mnie, ale po tym, co zrobił nie potrafię czuć do niego czegokolwiek prócz nienawiści.
- Caroline- Klaus nadal próbował mnie nakłonić do otworzenia drzwi.
Chciał poznać prawdę. I szczerze? Nie mam mu tego za złe, ponieważ na nią zasługuje. Ale ja po prostu nie potrafię. To nie jest takie łatwe. Schowałam swoją twarz w dłonie i płakałam.
Przestań płakać! Caroline, do cholery weź się w garść!
- Otwórz drzwi, Caroline- nie dawał za wygraną.
Milczałam i płakałam. Po paru minutach, może godzinach Klaus westchnął głęboko i wyszedł z domu. Nie mam pojęcia, gdzie poszedł, ale byłam mu za to bardzo wdzięczna. Musiałam z kimś porozmawiać, o tym, co się właśnie stało. Nie mogłam zadzwonić do Bonnie, ponieważ tam jest Alison, a jak powiedział Klaus mała dużo rozumie. Do Ashley i Codiego też nie zadzwonię. Nie chce ich obarczać swoimi problemami. Damon był dzisiaj umówiony, więc zostali mi Katherine, Stefan i Elena. Żadne z nich nie odbierało. Nagle przypomniałam sobie o jeszcze jednej osobie, której mogę powiedzieć wszystko. Wykręciłam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Caroline?- usłyszałam.
- Cześć wujku- powiedziałam, a raczej wychlipiałam przez łzy.
- Stało się coś? Caroline, dlaczego płaczesz?
- Możesz do mnie przyjechać? Muszę z kimś porozmawiać- poprosiłam.
- Oczywiście. Zaraz będę- oznajmił i rozłączył się.
Właśnie w takich chwilach dziękowałam światu, że istnieje ktoś taki jak wujek Barney. Zawsze stanie po mojej stronie, pomoże. Jakiś czas później zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam z podłogi, otworzyłam drzwi od sypialni i zeszłam na dół. Gdy tylko otworzyłam drzwi rzuciłam się wujkowi w ramiona i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wujek bez żadnych zbędnych słów po prostu mnie przytulił i zaczął głaskać po głowie, jak to robił mój ojciec. Po chwili się od niego oderwałam, przypominając sobie, że jesteśmy na zewnątrz. Zaprosiłam go do środka i zamknęłam drzwi.
- Caroline, co się stało?- spytał.
- Miałam… lekką kłótnię- tak to chyba mogę nazwać, no nie?- z Klausem.
- Lekką?! Jesteś cała zapłakana! Miał o ciebie dbać. Perfidna gnida!
- To nie tak- i zaczęłam mu opowiadać.
- Trzeba było od razu! A ja nazwałem go gnidą- prychnął sam do siebie.
- Wujku, co ja mam zrobić?- spytałam.
- Powiedzieć mu prawdę. Kiedy będziesz na to gotowa- odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Tak uważasz?
Pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie.

*Oczami Klausa*

- No i co ja mam teraz zrobić Dean?- spytałem mojego przyjaciela.
Znaliśmy się od dziecka, więc mogłem powiedzieć mu wszystko.
- To jest takie pokręcone- westchnął- Kochasz tę dziewczynę odkąd byliście dziećmi, ale ona nie ma o tym pojęcia, a ty nie chcesz powiedzieć jej o swoich uczuciach, ponieważ nie chcesz zniszczyć waszych relacji. A teraz ona ukrywa coś ważnego przed tobą i ty nie wiesz, co robić… Zwróciłeś się do złej osoby, przyjacielu. Ja jestem singlem! Nie znam się na takich rzeczach!
Dean
- Ale potrafisz stwierdzić, że to pokręcone- mruknąłem i pociągnąłem łyk ze szklanki.
- Każdy debil by to stwierdził.
Westchnąłem. Tak to prawda. Kocham Caroline od dziecka.
- Jeśli ją kochasz…- zaczął Dean- Powinieneś poczekać. Dać jej czas.
- Czas?- prychnąłem- Ona się kogoś boi, a ja nie jestem w stanie jej obronić jeśli nie wiem kim jest ta osoba!
- Caroline nie mówi ci prawdy, bo najwyraźniej nie ufa ci w stu procentach. Musisz zdobyć jej pełne zaufanie. Dopiero wtedy- gdy będzie ci w pełni ufać powie ci całą prawdę.
- No dobrze. Będę zdobywać jej zaufanie. Ale co jeśli tego nie zdobędę?- zapytałem.
- Zdobędziesz- powiedział pewny swoich słów.
- Co ty tak pewny?
- Intuicja Klaus- zaśmiał się- A teraz muszę ci powiedzieć, że wyłapałem niezłą laskę. Dla mnie oczywiście!
- Pokaż mi ją- wskazał palcem, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Właśnie ją chciałem teraz widzieć- powiedziałem i powoli zacząłem wstawać z miejsca, by podejść do dziewczyny.
- Poczekaj, znasz ją?- spytał.
Pokiwałem głowę i ruszyłem w stronę dziewczyny. Gdy tylko mnie zauważyła wyszła z baru. Szybko za nią pobiegłem.
- Poczekaj!- krzyknąłem.
Odwróciła się niezadowolona. Nigdy mnie nie lubiła.
- Czego chcesz, Klaus?- spytała oschle.
- Pomocy. Potrzebuję twojej pomocy Katherine- odpowiedziałem.
Posłała mi pytające spojrzenie.
- Potrzebujesz mojej pomocy? Niedoczekanie Mikaelson- rzuciła i ponownie zaczęła się oddalać.
- Chodzi o Caroline!- stanęła i odwróciła się zdziwiona- Katherine to twoja przyjaciółka. Musisz mi pomóc.
- O co chodzi?- skrzyżowała ręce na piersi.
- Ona coś przede mną ukrywa- zacząłem.
- Nie dziwię się jej- prychnęła.
- To jest ważne, Katherine! Ona się kogoś boi i nie chce powiedzieć kto to jest- wytłumaczyłem, a wyraz Katherine zmienił się diametralnie.
Zagryzła wargę i zaczęła patrzeć w niebo.
- Ty wiesz o kogo chodzi, prawda? No jasne, że wiesz- powiedziałem- Czy tylko ja nie wiem o kogo chodzi?!
Spojrzała na mnie.
- Szczerze?- spytała Gilbert.
Szybko pokiwałem głową.
- Tak. Tylko ty nie wiesz o kogo chodzi- uśmiechnęła się słodko i odeszła.
- Katherine!- krzyknąłem za nią, ale mnie zignorowała.
Cholera!
 Wróciłem do baru.
- Spłoszyłeś niezłą laskę!- krzyknął z udawanym oburzeniem.
- Tak wyszło- mruknąłem- To przyjaciółka Caroline.
- Wyjaśniła ci?
- Nie. Nie wiem nic. Podobno jako jedyny. Fantastycznie!- mruknąłem z sarkazmem i pociągnąłem spory łyk alkoholu ze szklanki.
- Hola, hola! Przystopuj Mikaelson!- zaśmiał się mój przyjaciel.
Przekręciłem oczami i zamówiłem jeszcze raz to samo.

***

Po jakiejś godzinie wróciłem do domu. Wszędzie było ciemno. Caroline pewnie gdzieś wyszła. Zapaliłem światło w kuchni. Nie było żadnej karteczki. Wszedłem na górę i skierowałem się w stronę sypialni. Gdy wszedłem do pomieszczenia, zauważyłem śpiącą Caroline. Wyglądała pięknie. Uśmiechnąłem się i przykucnąłem przy łóżku. Odgarnąłem jej blond loki z twarzy i delikatnie pogładziłem po policzku. Powoli zacząłem wstawać i złożyłem na jej czole lekki pocałunek. Wszedłem do łazienki, ogarnąłem się i położyłem się w łóżku obok słodkiej Caroline, która niedługo będzie moją żoną. Kocham ją, ale ona nie może się o tym dowiedzieć. Przynajmniej nie teraz…



 __________________________________________________________________________________________________________
Hejka! 
Jak tam Wam minął pierwszy tydzień szkoły?
U mnie byłoby dobrze, gdyby nie matematyka -,- Czy mówiłam już jak jej nienawidzę? XD 
Rozdział trochę... dziwny... Tak, dziwny to dobre określenie XD Caroline ma "głębokie" myśli, jhakby to powiedziała moja przyjaciółka XD A Klaus...właśnie KLAUS! Nasz Klaus kocha Caroline lalala XD Pewnie niektórych z Was tro zaskoczyło, a może i nie.. kto wie? :D 
Ich pierwsza "kłótnia" nie była... kłótnią, ale co tam XD Pojawił się Dean! I od razu Wam powiem, że namiesza w życiu jednej z bohaterek XD 
No dobra kończę przemowę... XD 
Życzę Wam weny, mało nauki, a jeśli już to przynamniej przyjemnjej (jeśli nauka w ogóle może być przyjemna XD) i wszystkiego czego sobie zapragniecie kochani! <3
A i zapomniałabym podziękować Wam za te wszytskie cudowne komentarze <3 To mnie naprawde motywuje i mam chęć do dalszego pisania <3 Kocham Was!
Wasza Caroline xx. 

piątek, 22 sierpnia 2014

9. Family

Zanurzenie i wynurzenie. Była czwarta rano, a ja pływałam w basenie, który znajdował się w ogrodzie mojego narzeczonego.
Boże, jak to w ogóle brzmi? Narzeczony?
Kiedy o trzeciej postanowiłam tutaj przyjść Klaus smacznie spał. Przez tą całą akcję z Tylerem nie mogłam dzisiaj zmrużyć oka. Moja matka tym razem naprawdę przesadziła. Byłam w stanie jej wybaczyć to, że zapomniała o pogrzebie taty, ale to, że powiedziała Lockwoodom o Alison, a następnie zaprosiła Tylera na zaręczyny było niewybaczalne. Cały czas modliłam się, aby Tyler nie zamienił ani jednego słowa z Klausem. Choć w sumie… gdyby Nik z nim rozmawiał, to zostałabym zasypana pytaniami.
Jezu…Powiedziałam do niego „Nik”. Jestem sobą załamana.
Kolejne zanurzenie i nowe myśli.
Czy Tyler dostanie Alison?
Bonnie wczoraj dostała wezwanie do sądu. Rozprawa ma się odbyć za trzy tygodnie. Przeważnie na takie typu rozprawy czeka się dwa-trzy miesiące, ale najwyraźniej kasa Lockwoodów może załatwić wszystko. -Z Rebeką po swojej stronie Bonnie ma duże szanse na wygraną. W razie czego mogę zeznawać, że Tyler jest niebezpieczny. Bo jest. On przecież uderzył Alison! Niczemu niewinne, pięcioletnie dziecko. Kiedy ją uderzył popełnił największy błąd, jaki mógł kiedykolwiek zrobić.
Wynurzenie.
Czy powinnam powiedzieć Klausowi?
Ta myśl najbardziej mnie dręczyła. Ponownie się zanurzyłam, ponieważ pod wodą lepiej mi się myśli. W sprawie z powiedzeniem Klausowi prawdy niczego nie byłam pewna. Zasługiwał na prawde, ale ja nie potrafiłam mu zaufać. I chyba nigdy nie będę mu ufała w stu procentach. W tym momencie zmęczenie i senność wzięły nade mną górę. Mimo iż nie chciałam, mój organizm domagał się bym zamknęła oczy. Momentalnie moje powieki były już zamknięte. Po chwili poczułam jak silne ręce łapią mnie w talii i wynurzają.
- Caroline!- zawołał ktoś z brytyjskim akcentem.
Otworzyłam powoli zmęczone oczy i zobaczyłam mojego „bohatera”.
- Klaus?- byłam zdziwiona, że go tu widzę.
Przecież spał.
- Dzięki Bogu nic ci nie jest- odetchnął z ulgą i przytulił mnie.
Zdziwił mnie ten gest, ale nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. To dziwne, ale czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Czułam, że w tej chwili, ani Tyler ani ktoś inny nie zrobiłby mi krzywdy.
Tak, to dziwne. Nie powinnam się tak czuć.
- Co ty tu w ogóle robisz?- spytał, cały czas trzymając mnie w swoich silnych ramionach.
- Nie mogłam zasnąć. Za dużo myśli krążyło mi po głowie, więc poszłam popływać i najwyraźniej zmęczenie wzięło górę, kiedy byłam jeszcze pod wodą- odpowiedziałam.
- Nigdy więcej tego nie rób- powiedział, wypuszczając mnie- Nigdy nie wchodź do wody, gdy jesteś zmęczona. Obiecujesz?
- Obiecuję.
Dlaczego to powiedziałaś? Co się z tobą dzieję?
- To dobrze- uśmiechnął się, a na jego twarzy ukazały się dołeczki.
Ojej! Mikaelson ma dołeczki.
- A ty jak się tu znalazłeś?- spytałam i spojrzałam na niego.
Dopiero teraz zauważyłam, że był bez koszulki.
- Obudziłem się i zobaczyłem, że cię nie ma, więc poszedłem sprawdzić czy jesteś na dole, gdy schodziłem zauważyłem, że światło jest zapalone, więc skierowałem się tam i wtedy zobaczyłem, że jesteś w basenie, ale przestraszyłem się, gdy nie pokazywały się bąbelki, które pojawiają się na powierzchni, gdy się oddycha, więc wskoczyłem i cię wyłowiłem- odpowiedział.
On się przestraszył? On się martwił? O mnie? Oczywiście, idiotko! To przecież ideał mężczyzny! Chyba trzeba mu…podziękować, no nie?
- Dziękuję- wyszeptałam, spuszczając wzrok, zdając sobie sprawę jak bardzo się upokorzyłam.
- Na pewno nic ci się nie stało?- spytał.
- Wszystko w porządku.
- To dobrze- uśmiechnął się.
O cholera!
Uświadomiłam sobie, że jestem w stroju kąpielowym i gdy wyjdę Klaus może zauważyć moje pozostałości po tym sukinsynie- Tylerze. Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu Klausa. Spojrzałam na niego zdziwiona. Kto dzwoni o tej porze?
No tak. To biznesmen, idiotko. On dostaje telefony o każdej porze.
Klaus wyszedł z basenu i ruszył w stronę domu. Pewnie nachlapie woda w środku.
On się tym nie przejmuje, idiotko! On ma od tego sprzątaczki. Boże…ile razy ja się już obraziłam?
Muszę podziękować temu komuś, że zadzwonił do Klausa, ponieważ nie zobaczy moich blizn. Szybko wyszłam z wody, wytarłam włosy, oplotłam swoje ciało ręcznikiem, ponieważ pidżamę zostawiłam w salonie i ruszyłam do środka. Zastałam Klausa za blatem w kuchni.
- Kto to był?- zapytałam.
- Moja matka- odpowiedział.
Jej jednak mimo wszystko nie będę dziękować…
- Czego chciała o tej porze?
- Chciała nas zaprosić jutro, znaczy dzisiaj na rodzinny obiad.
- Nie mogła zadzwonić wcześniej?- byłam zdziwiona.
No bo kto normalny dzwoni o czwartej nad ranem?
- Powiedziała, że nie chciała nam wcześniej przeszkadzać- oznajmił.
- W czym?- palnęłam.
Klaus spojrzał na mnie rozbawiony z podniesionymi brwiami, brwiami ja uderzyłam się otwarta dłonią w czoło.
Idiotka!
- Dobra już wiem, o co chodzi!- zaśmiałam się- Ale twoja matka tak na serio?
- Najwyraźniej tak…
Jezu. Fuj! Ja i on. Ble!
- Powinnaś się położyć Caroline- powiedział po chwili ciszy.
Ugh! Czy on musi być taki troskliwy?!
- Pójdę, tylko założę pidżamę- oznajmiłam, złapałam pidżamę i weszłam do łazienki.
Słyszałam jak Klaus wchodzi na górę. Odetchnęłam z ulgą. Mało brakowało, a dowiedziałby się prawdy. Ta sytuacja pokazała tylko, że mam coraz mniej czasu nim Niklaus sam się dowie. Ubrałam się w pidżamę, rozwiesiłam mokry strój kąpielowy oraz ręcznik i weszłam na górę. Położyłam się na łóżku, zwracając tym samym uwagę Klausa.
- Klaus?
- Tak?
- Mógłbyś nikomu nie mówić o tym, co się stało?- zapytałam niepewnie.
- Nie miałem zamiaru wspominać o tym- odetchnęłam z ulgą- Damon by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że cię nie dopilnowałem i coś mogłoby ci się stać.
Zaśmiałam się.
O tak. Damon na pewno by go zabił.
- Masz rację. Nie miałbyś życia- śmiałam się.
- Masz świetnych przyjaciół, Caroline- przyznał.
- Wiem. Strasznie ich kocham- oznajmiłam.
- Skąd się znacie?- zapytał.
- Katherine, Eleną i Bonnie poznałam już w przedszkolu. W pierwszej klasie pojawił się Stefan, z którym się zaprzyjaźniłyśmy, a później poznałyśmy jego starszego brata. Damona polubiłam od razu, następnie przekonała się do niego Katherine, później Bonnie, a Elena nadal go nie lubi, ale jest skazana na jego towarzystwo- opowiedziałam.
- A Alison to…?- zapytał.
- To córeczka Bonnie- odpowiedziałam.
-Bonnie ma męża?- był zdziwiony.
Kurde… Klaus za daleko kopie…
- Nie, ale obiecałam jej, że nie będę tego opowiadać- próbowałam się wymigać od prawdziwej odpowiedzi.
Przytaknął na znak, że rozumie.
Całe szczęście.
- Alison jest urocza- stwierdził.
- Tak. Nawet nie wiem jak bardzo. Ale będziesz miał dużo okazji, by się przekonać- powiedziałam.
- Naprawdę?
- Tak. Alison jest moją chrzestnicą, więc odwiedza mnie dość często- odpowiedziałam.
Uśmiechnął się.
- Dobrze, ale teraz naprawdę powinnaś iść spać- powiedziałam.
Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy.

***

Otworzyłam powoli oczy. Za oknem słońce już świeciło. Skierowałam swój wzrok na zegarek, który stał na szafce nocnej. 10.00.
Spałam do 10?
Wstałam z łóżka i skierowałam się na dół. Klaus był w kuchni.
- Hej- przywitałam się.
Odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
- Hej. Jak się spało?- zapytał.
- Dobrze. A tobie?
- Tez dobrze. Mam nadzieję, że lubisz gofry- powiedział, poczym postawił talerz pełen gofrów na blacie.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, złapałam kilka gofrów i pognałam na kanapę w salonie, włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać jakiś program. Po chwili dołączył do mnie Klaus. Gdy skończyliśmy jeść zaczęliśmy sprzątać po śniadaniu, a następnie pognałam na górę wybrać coś na obiad u Mikaelsonów. Najchętniej założyłabym szorty, T-shirt i trampki, ale sądzę, że nie byłby to jednak odpowiedni strój. Nie lubiłam chodzić w sukienkach i szpilkach jak reszta dziewczyn. To strasznie niewygodne. Oczywiście Elena twierdzi inaczej i większość sukienek, spódnic i szpilek w mojej szafie są od niej lub kupione na jej prośbę. Nagle poczułam czyjś wzrok na sobie, więc się odwróciłam.
- Co robisz?- spytał Klaus.
- Co ja mam założyć na ten obiad?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Sukienkę i szpilki. A przynajmniej tak ubiera się Rebekah.
- Okej… Już wiem co założę- oznajmiłam i wyciągnęłam z szafy czarna sukienkę w wyszyte kwiaty w dwóch czy trzech miejscach. To była jedna z nielicznych sukienek, które lubiłam. Dostałam ją od taty. Na samo wspomnienie tego dnia, gdy dostałam ten prezent uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ładna- przyznał Klaus.
- Dostałam ją od taty. Może przypomni mojej mamie, że miała męża, jak myślisz?
- Caroline czy twoja matka wspominała ci, że nie przyjdzie sama na obiad u mojej matki?- zapytał.
- Co? Nie nic nie wspominała. Jak to nie przyjdzie sama?
- Podobno ma przyjść z jej nowym partnerem. Nie wiedziałaś?
- Nie. Nie miałam pojęcia!
- Przepraszam, że ci powiedziałem… Myślałem, że…
- Nie, Klaus. Nie przepraszaj. Nie masz za co. Jestem ci wdzięczna, że mi powiedziałeś. Przynajmniej nie będę bardzo zszokowana widokiem obcego mężczyzny przy mojej matce.
Uśmiechnął się do mnie lekko i oznajmił, abym zaczęła się szykować, bo niedługo mamy się zbierać. Wzięłam prysznic i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Ubrałam się w naszykowaną sukienkę, średniej długości blond loki pozostawiłam rozpuszczone i nałożyłam na twarz trochę makijażu. Wyszłam z łazienki, a moje miejsce zajął Klaus. Wzięłam beżową, małą torebeczkę, do której wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam na dół założyć moje szpilki w takim samym kolorze, jak torebka. Gdy byłam już gotowa podeszłam do lodówki, wyjęłam butelkę wody i wlałam trochę do szklanki. Chwilę potem naczynie było już puste, a na dole pojawił się Klaus. Prezentował się świetnie. Czarny garnitur i biała koszula z rozpiętymi guzikami pod szyją idealnie na nim wyglądały.
- Ślicznie wyglądasz- powiedział.
Powtarzasz się Klaus.
- Ty też nie wyglądasz najgorzej- uśmiechnął się.
Po co to mówiłaś?! Idiotka.
- Możemy już jechać?- zapytał.
Pokiwałam głową i ruszyliśmy do samochodu Klausa. Jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi od strony pasażera, a następnie usiadł od strony kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy. Zauważyłam, że w okolicy, w której mieszka Klaus nie ma dużo domów.
Droga okolica. Nie wszystkich na to stać, idiotko.
Mimo wszystko podobało mi się tutaj. Była to spokojna okolica, a takich jest naprawdę niewiele w zatłoczonym Nowym Jorku. Gdy podjechaliśmy pod rezydencję państwa Mikaelsonów, nie mogłam uwierzyć, że to jest to samo miejsce, w którym odbyły się wczorajsze zaręczyny. Szczerze w tej odsłonie dom rodzinny Klausa bardziej mi się podobał. Bez ozdób, różnych światełek dom wyglądał o niebo lepiej. Klaus otworzył mi drzwi i wyszłam z samochodu. Zauważyłam już dwa samochody na podjeździe, w tym, o dziwo, samochód mojej chrzestnej.
Co ona to robi?
- Klaus?
- Tak?
- Kiedy mówiłeś „rodzinny obiad” jakich członków rodziny miałeś na myśli?- zapytałam cały czas wpatrując się w srebrny samochód mojej ciotki.
- Moja matka uznała, że moi chrzestni powinni poznać ciebie, a twoi mnie- odpowiedział.
- O mój Boże- wyszeptałam, zdając sobie z czegoś sprawę.
- Wiem, że źle zrobiłem nie mówiąc ci, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy…
- Nie Klaus, nie o to chodzi- powiedziałam szczerze.
Mikaelson posłał mi pytające spojrzenie.
- Mój chrzestny i moja matka się nienawidzą. Znając ich pewnie wybuchnie kłótnia- wyjaśniłam swoje obawy.
- Przynajmniej będzie śmiesznie, kochana!- powiedział i ruszył do wejścia.
Westchnęłam. Klaus pewnie myślał, że będzie to normalna kłótnia. Nawet nie wie, jak bardzo się myli. No, ale cóż… nie będę go wyprowadzała z błędu.
- Idziesz?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Klausa.
Szybko przytaknęłam i ruszyłam w jego stronę. Niklaus zapukał do drzwi, a po chwili otworzyła je jego matka.
- Niklaus! Caroline, kochanie ślicznie wyglądasz!- powiedziała uradowana, poczym przytuliła i ucałowała zarówno mnie jak i Klausa.
Pani Mikaelson skierowała nas do salonu, gdzie większość osób już było. Wzrokiem wyłapałam Rebekę rozmawiającą w jakąś kobietą, której nie znam. To pewnie matka chrzestna Klausa. Zauważyłam też Elijah i jego żonę Hayley, którzy rozmawiali z ojcem Klausa i jakimiś dwoma innymi mężczyznami. Później zobaczyłam Kola i jakąś kobietę, którzy bawili się z czwórką dzieci. Rozpoznałam tylko jedno, Tobiego. Czteroletniego synka Hayley i Elijah. Pozostałej trójki nie znałam.
- Caroline!- podbiegła do mnie moja ciotka.
- Witaj, ciociu Lily- przywitałam się.
- Ty to pewnie Klaus- te słowa skierowała do mojego przyszłego męża.
- Owszem. Miło mi panią poznać- powiedział.
- Jaka tam pani! Mów do mnie Lily- zaśmiała się.
Klaus i moja ciotka zaczęli rozmawiać, więc zostawiłam ich samych i zabrałam się za poszukiwanie mojego rodzeństwa. Po chwili wyłapałam wzrokiem miętową sukienkę, która z pewnością należy do Ashley. Podeszłam bliżej. Nie myliłam się.  Przy wejściu na ogród stało moje rodzeństwo.
- Hej!- przywitałam się.
- Cześć!- powiedzieli jednocześnie.
- Co robicie?- spytałam, orientując się, że co chwilę patrzą „dyskretnie” na ogród.
- Mama poszła do ogrodu z tym jej całym nowym facetem- odpowiedział Cody.
- Właśnie. Jej nowy facet. Kiedy ona w ogóle zaczęła się z nim spotykać? I kim on jest?- zapytałam.
- George Williams. Jest prawnikiem i pracuje w naprawdę dobrej firmie prawniczej- zaczęła wyjaśniać Ashley.
- I Ashley dziwo jest w wieku naszej mamusi- rzucił Cody.
- Podejrzewamy, że mama i on zaczęli spotykać się, gdy tata jeszcze żył- powiedziała cicho.
- Poczekaj… Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…?- milczenie Ashley tylko utwierdziło mnie w moich mniemaniach- Ona go zdradzała.
- Tak nam się wydaje- wtrącił się mój brat.
- Swoją drogą mama się dziś wścieknie- dodał po chwili ciszy.
- Dlaczego?- zapytałam.
- Wiesz, kiedy matka Klausa zadzwoniła do mamy i powiedziała, aby ta powiadomiła twoich chrzestnych o tym obiedzie, matce nie za bardzo spodobał się ten pomysł. No, bo w końcu przecież musi zadzwonić do wujka, więc postanowiła, że zadzwoni tylko po ciocię Lily. Uznałem wraz z moją siostrą, że wujek powinien być obecny na tym wydarzeniu, więc do niego zadzwoniliśmy- wyjaśnił Cody.
- O mój Boże… Jesteście genialni!- zaśmiałam się.
- Córeczko!- usłyszałam i mój humor automatycznie się pogorszył.
Odwróciłam się do mojej matki, która stała obok swojego partnera. Nie odezwałam się do niej.
- Caroline poznaj George- powiedziała z uśmiechem na ustach.
Ten jej kochaś podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Miło mi cię poznać Caroline- powiedział z uśmiechem.
- Caroline, tu jesteś!- usłyszałam głos Rebeki.
- Rebekah! Ślicznie wyglądasz- powiedziałam szczerze.
- Dziękuję. Ty też  wyglądasz pięknie- przyznała- Mogę cię porwać na momencik?
- Oczywiście- odpowiedziałam.
Szybko odeszliśmy od mojej matki ,a na drugi koniec pomieszczenia.
- Słuchaj, co robi tutaj ten gość?- zapytała, patrząc na faceta mojej matki.
- To jest nowy kochaś mojej matki.
- Co?! Twoja matka jest chora psychicznie!- obok mnie nagle pojawił się Kol.
- Wiem o tym.
- Wiesz o tym, że George jest prawnikiem?- zapytała siostra Klausa.
- Tak. Ashley i Cody coś tam wspominali…
- To teraz zgadnij, kto jest jego nowym klientem- powiedział Kol.
- Kto?- zapytałam.
- Tyler…- wyszeptała Rebekah.
- Co? Poczekaj… Ale skąd Kol o tym wie?- spytałam.
- Bonnie mi wszystko powiedziała- oznajmił.
- Co? Kiedy?- zapytałam zdziwiona.
- Wczoraj na zaręczynach, po tym jak wyszłaś z Klausem i zostawiłaś mnie samego z Alison przyszła Bonnie, a potem mi wszystko powiedziała- wyjaśnił.
- Kol, ale musisz mi obiecać, że nie powiesz nic Klausowi- poprosiłam.
- Dobrze, obiecuję. Ale Caroline, mój brat zasługuje na prawdę.
- Wiem o tym, Kol.
Uśmiechnął się do mnie, a po chwili zauważyłam, że Klaus się do nas zbliża.
- Caroline, moi chrzestni chcą cię poznać- powiedział.
- Już idę- oznajmiłam i ruszyłam z nim w stronę jego rodziny.
- Ciociu Amando, wujku Peter poznajcie Caroline. Caroline poznaj moich chrzestnych.
- Miło mi państwa poznać- powiedziałam.
 - Caroline, proszę nie zwracaj się do nas „per pan”- poprosił wujek Klausa.
- Oczywiście.
- Caroline poznaj mojego męża Jasona- powiedziała ciotka Klausa- I moje dzieci, Alexa i Amy.
- Hej. Miło mi was poznać- uśmiechnęłam się do dzieciaków.
- Nam ciebie też- uśmiechnęła się dziewczynka.
- Nie dziwię się, że wujek Nik chce się z tobą ożenić. Jesteś śliczna. Gdybym był starszy poprosiłbym cię o rękę- powiedział, a wszyscy się zaśmiali.
- A teraz Caroline poznaj moją żonę Sylvię i moją  trzyletnią córeczkę Maggie- powiedział Peter, a ja przywitałam się z nimi.
Chwilę rozmawialiśmy, a później Esther zawołała nas do stołu. Spojrzałam na zebranych. Nadal nie było mojego wujka. Jak zwykle się spóźnia. Usiadłam między Klausem, a moim bratem. Gdy mieliśmy zacząć jeść zadzwonił dzwonek do drzwi. Popatrzyłam na siebie z moim rodzeństwem, a Esther zdziwiona poszła otworzyć drzwi. Po chwili wróciła do nas wraz z moim wujkiem. Mina mojej matki była bezcenna.
- Kochani to jest Barney, ojciec chrzestny Caroline- powiedziała, a wszyscy go przywitali.
Ja wstałam z miejsca i uściskałam mojego ulubionego wujka.
- Miło, że przyszedłeś- powiedziałam.
- Nie mógłbym tego przegapić! Przepraszam, że się spóźniłem, ale dzisiaj niedziela, a w niedzielę jest największy ruch na stołówce dla biednych, gdzie pomagam- zaczął wymyślać kolejną historyjkę.
- Wiem, wujku. Nie mam ci tego za złe.
- Pomagasz na stołówce dla potrzebujących?- spytała Esther.
- Tak. W każdą niedzielę- powiedział.
- To naprawdę szlachetne- przyznała.
- Dziękuję- uśmiechnął się, poczym usiadł na miejscu wolnym, które zrobił mu Cody. Czyli obok mnie.
Usiedliśmy od nowa do stołu i zaczęliśmy jeść. Moja matka co chwilę patrzyła na mojego wujka wzrokiem pełnym nienawiści.
- Mogę wiedzieć, kto to wszystko ugotował?- zapytał mój wujek.
- Ja z moją córką- powiedziała Esther i wskazała ręką na Rebekę.
- Jesteście wyśmienitymi kucharkami.
- Dziękujemy.
- Sophie, a co tam u ciebie?- spytał po chwili.
- Po staremu Barney- odpowiedziała od niechcenia.
- Opowiedzcie mi cos o rodzinie Mikaelsonów- poprosił.
- Oczywiście- uśmiechnęła się Esther- To mój mąż Mikael- wskazała ręką- Mój brat Peter wraz z jego żoną Sylvia i ich córeczka Maggie. Amanda to siostra Mikaela, jej mąż Jason i dwójka dzieci. Mam czwórkę wspaniałych dzieci. Elijah jest biznesmenem, ma żonę Hayley i dwójkę dzieci, Tobiego i Victorię, który w tym momencie śpi na górze. Mój drugi syn Kol, moja córka Rebekah, która jest prawnikiem i mój kolejny syn Niklaus- wskazała na niego ręką.
- To ty jesteś tym przyszłym mężem mojej chrzestnicy, prawda?- zapytał.
- Prawda- odpowiedział Klaus.
- Masz o nią dbać, lepiej niż jej matka- powiedział z uśmiechem skierowanym do mojej matki.
Zaczyna się…
- Dobrze dbałam o Caroline!- rzuciła moja matka.
- Nie byłbym tego taki pewien…
- Cóż… Nie wiem jak jej matka ja traktowała, ale ja będę ja traktować dobrze- powiedział Klaus, który tym samym załagodził sytuację.
- Już cię lubię- przyznał mój wujek.
Później zaczęliśmy rozmawiać na jakiś inny temat, z którego się zupełnie wyłączyłam.
- Klaus myśleliście już z Caroline o dzieciach?- zapytała ciotka Klausa, a on pijący akurat wodę o mało co się nie zachłysnął.
Mnie też zdziwiło to pytanie.
- My…- zaczął i spojrzał na mnie, błagając bym mu pomogła.
- Ja osobiście uważam, że to idealny moment, by o tym pomyśleć- drążyła temat ciotka Klausa.
- Ja uważam tak samo- powiedziała matka Klausa, a następnie moja.
No tak… Można było się tego spodziewać.
- A ja uważam, że teraz jest to zły pomysł- wtrącił się mój wujek.
- Dlaczego?- pisnęła matka Klausa.
- Jestem pewien, że Caroline chciałaby dokończyć swoje studia- powiedział.
- Ale po co jej studia? Ona ma zapewnioną przyszłość z Klausem. Nie musi pracować- powiedziała chrzestna Klausa.
- Wiem o tym. I ona też to wiem. Ale proszę mi uwierzyć… Ona ma ten sam charakter co mój brat. On nigdy się nie poddawał i zawsze był niezależny i Caroline jest taka sama, więc nawet jeśli ma zapewnioną przyszłość i tak będzie miała zamiar dokończyć studia. Ona jest naprawdę uparta. I nie można jej za to winić. To po prostu odziedziczyła w genach- powiedział mój wujek.
- Masz absolutną rację Barney- przyznała Amanda- Ale potem? Po skończeniu twoich studii, Caroline?
- Wtedy na pewno zdecydujemy się na dziecko- odpowiedział za mnie Klaus.
Że co do cholery?
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- To cudownie! Bałam się, że nie będziecie na razie chcieć dzieci, ale jednak się myliłam!- ucieszyła się.
-Tak. Ludzie lubią zaskakiwać- uśmiechnęłam się sztucznie, ale nikt tego nie zauważył.
Oprócz Klausa. On to zauważył.
Po obiedzie zaproponowałam, że pomogę posprzątać Rebece. Zaczęłyśmy znosić talerze do kuchni.
- O co chodziło z tymi dziećmi Caroline?- spytała.
- Żebym ja wiedziała. Twój brat improwizował- odpowiedziałam.
- Szkoda- przyznała.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Szkoda, że to co powiedział Nik nie jest prawdą- powiedziała.
- Dlaczego?- zapytałam.
- Chce, aby mój brat był szczęśliwy. A wy pasujecie do siebie- powiedziała, poczym odeszła.
Okej… To było dziwne.
Postanowiłam podejść do mojego wujka.
- Jak tam u ciebie wujku Barney?- zapytałam.
- Po staremu. Nadal nienawidzę twojej matki, a ciebie uwielbiam- zaśmiałam się- Kto to ten facet koło twojej matki?
- Jej nowy kochaś, George- odpowiedziałam.
- Co? Znalazła sobie już nowego? Nie no, nie ma, co, szybko zaczęła nowe poszukiwania- powiedział.
- Nawet szybciej niż myślisz- mruknęłam.
- Co?- zdziwił się.
- Ashley i Cody podejrzewają, że mama spotykała się z nim, gdy tata jeszcze żył- powiedziałam.
- Zawsze widziałem, że ona go zdradza, ale oczywiście mój braciszek mnie nie słuchał. Swoją drogą twoje rodzeństwo jest bardzo sprytne- powiedział.
- Zgadzam się z tobą wujku- przyznałam i uśmiechnęłam się do niego. 
Po jakiejś godzinie większość osób zaczęło się rozchodzić, w tym ja z Klausem. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z rezydencji Mikaelsonów.
- Przepraszam- mruknął Klaus.
- Za co?- zapytałam, choć tak naprawdę wiedziałam za co mnie przeprasza.
- Wiesz za co, Caroline. Przepraszam, że powiedziałem to, co powiedziałem, kiedy byliśmy w temacie dzieci, ale uwierz mi moja ciotka drążyłaby ten temat dopóki byśmy tak nie powiedzieli- powiedział.
Miałam mu odpowiedzieć, ale przerwał mi dzwoniący telefon. Szybko wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Bonnie. Szybko odebrałam.
- Cześć Bonnie- przywitałam się.
- Cześć Caroline. Posłuchaj, mogę prosić cię o przysługę?- zapytała.
- Jasne. O co chodzi?
- Dostałam wezwanie do pracy i nie mam z kim zostawić Alison. Znaczy mam, bo jest Damon, Katherine, ale ona powiedziała, że ona chce ciocię Caroline- powiedziała.
- Nie ma sprawy Bonnie. Spakuj ją i za chwilę będę pod twoim domem- powiedziałam.
- Dziękuję Care.
- Nie ma za co Bon- Bon- zaśmiałam się i rozłączyłam.
- Mam rozumieć, że zmieniamy trasę i jedziemy pod dom Bonnie, prawda?- zapytał Klaus.
- Tak.
- A po co?- zapytał.
- Zabieramy Ali. Bonnie została wezwana do pracy, a Alison mówi, że chce zostać ze mną. Tylko, że jeśli Bonnie zostaje wezwana do pracy to wraca następnego dnia, więc Ali będzie u nas nocować. Nie masz nic przeciwko?- zapytałam.
- Oczywiście, że nie mam- odpowiedział.
- Cieszy mnie to- uśmiechnęłam się do niego, a po chwili byliśmy pod domem Bonnie.
- Poczekasz tu, a ja pójdę po Alison?- zapytałam.
- Poczekam.
Uśmiechnęłam się do niego, wysiadłam z samochodu i skierowałam się do mieszkania Bonnie. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili Bonnie otworzyła drzwi.
- Caroline! Wyglądasz ślicznie- powiedziała.
- Wracam z obiadu u Mikaelsonów- odpowiedziałam i weszłam do środka, gdzie przywitała mnie Ali.
- Ciociu spakuje jeszcze tylko mojego misia i możemy iść- powiedziała i pobiegła do pokoju.
- Care ratujesz mi życie, wiesz?- zapytała.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz Bon- Bon- zaśmiałam się.
- A Klaus nie ma nic przeciwko?- zapytała.
- Nie.
- To dobrze- uśmiechnęła się, a po chwili przyszła do nas Ali.
- Dobrze ciociu możemy się już zbierać- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Miała niebieski kombinezon na ramiączka z krótkimi spodenkami, trampki w tym samym kolorze, a na plecach miała jej różowy plecaczek. Włosy miała związane w kucyka.
- To dobrze. Tylko ucałuj mamę- powiedziałam.
Ali podbiegła do Bonnie i się z nią pożegnała. Złapałam torbę z rzeczami Ali, którą dała mi Bonnie i razem z Ali wyszłyśmy z mieszkania.
- Ciociu?
- Tak?
- A będzie wujek Klaus?- zapytała.
- Będzie. Czeka na nas w samochodzie- powiedziałam i pokazałam ręką na samochód.
- Super!
Otworzyłam jej drzwi z tyłu i Ali od razu usiadła na siedzeniu.
- Cześć wujek!- przywitała się.
- Cześć Ali- uśmiechnął się do niej.
Zapięłam jej pasy i rzuciłam koło niej torbę z jej rzeczami. Zamknęłam drzwi i usiadłam od strony pasażera. Klaus odpalił samochód i ruszyliśmy.
- Będziesz się bawił ze mną i ciocią Caroline?- zapytała Ali.
- Oczywiście, że tak- odpowiedział po chwili.
- To fajnie!- zaśmiała się.
- Ali jesteś głodna?- zapytałam.
- Nie ciociu- odpowiedziała.
- Ale jak będziesz głodna to mów, to coś ugotujemy- powiedział do niej Klaus.
- Albo pojedziemy do McDonald’s- uśmiechnęłam się.
Alison się zaśmiała, a po chwili byliśmy już w domu. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam drzwi Alison, która natychmiast wyskoczyła z auta. Sięgnęłam po torbę z rzeczami Alison.
- Ja to wezmę- zaproponował Klaus, a ja podałam mu torbę.
- Dziękuję- powiedziałam i poszłam otworzyć dom.
- Zapraszam panią- wskazałam ręką, by Ali weszła do domu, a ona zrobiła to od razu.
Weszłam za nią, a Klaus ostatni.
- Podoba mi się tutaj- powiedziała.
- To dobrze- uśmiechnął się Klaus i położył jej torbę na fotelu.
- Zagramy w piłkę, wujku?- zapytała.
- Oczywiście. Tylko daj mi się przebrać, bo w takim ubraniu nie będę grać- powiedział.
- To idź! Szybko!- zaśmiała się.
Zdjęłam moje szpilki w położyłam je w szatni.
- To chodź. Poczekamy na wujka w ogrodzie- zaproponowałam, a Alison spodobał się ten pomysł i pognała do ogrodu. Poszłam za nią i usiadłam na huśtawce razem z nią.
- Ciociu?
- Tak?
- Wujek Klaus jest fajny- powiedziała- Cieszę się, że to on będzie twoim mężem, ciociu.
Uśmiechnęłam się do niej lekko, a po chwili zjawił się Klaus.
- To, co? Gramy?- zapytał.
- Tak!- krzyknęła Ali i pociągnęła mnie za rękę.
- Ciociu… Jednak jestem głodna- powiedziała.
- A co by panienka chciała?- zapytałam.
- Placki ziemniaczane!- odpowiedziała.
- Zjesz z nami placki ziemniaczane na kolację?- zapytałam Klausa.
- Oczywiście- odpowiedział.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i poszłam do domu.

*Oczami Klausa*

- Jesteś świetną piłkarką- powiedziałem.
- Wiem- zaśmiała się- Ciocia Caroline i wujek Damon nauczyli mnie grać- powiedziała.
- Może odpoczniemy i napijemy się wody?- zaproponowałem, a mała ochoczo pokiwała głową.
Usiedliśmy na schodku tarasu i piliśmy wodę.
- Jesteś fajny wujku- powiedziała.
- Naprawdę?
- Tak. Masz ładny dom, fajną piłkę, jesteś miły i zabawny- powiedziała- Dzieci twoje i cioci Caroline będą mieć szczęście mieć takich rodziców- uśmiechnęła się.
Dzieci… Jeśli w ogóle będą…
- Znaczy ja też mam szczęście, że mam taką mamę, bo jest super i bardzo ją kocham, ale chciałabym mieć też tatę- powiedziała smutno na samą myśl o ojcu.
- Nigdy go nie spotkałam, a mama nigdy o nim nie mówiła. Może on mnie nie chciał? Naprawdę jestem taka głupia, że mój własny tatuś mnie nie chce?- zapytała, a do jej oczu napływały łzy.
- Ej mała, nie płacz- powiedziałem i przytuliłem ją do siebie- Nie jesteś głupia.
- Fajnie, że ta sądzisz wujek- zaśmiała się, ale łzy cały czas spływały z jej oczu.
- Ja to wiem Alison- uśmiechnąłem się do niej.
- Tata by się przydał. Szczególnie teraz, gdy mama się kogoś boi- powiedziała.
- Co?- spytałem zdziwiony.
- Ciocia Caroline ci nie mówiła?
O czym do cholery?
- Nie. Dlaczego akurat ciocia Caroline miałaby mi powiedzieć?
- Bo ona też się go boi- odpowiedziała.
- Kogo?
- Nie wiem, kto to jest. Od pewnego czasu mama nie wypuszcza mnie na boisko, jak to kiedyś robiła, bo mówi, że w domu z nią jestem bezpieczniejsza. Raz jakiś pan zadzwonił do drzwi. Mama się z nim kłóciła, a później przyjechaliśmy z wujkiem Damonem do cioci Caroline i mama powiedziała jej, że widziała tego pana i widziałam w oczach cioci strach. Ona się bała, wujek. Na tych całych zaręczynach widziałam tego pana. On uderzył mamę i ta zasnęła i mnie zabrał. Później zobaczyliśmy ciocię Caroline, jej mamę, wujka Damona i wujka Kola. I ten pan zaczął z nimi rozmawiać i powiedział, że tym razem to on uderzy wujka Damona i ja wtedy krzyknęłam, żeby go nie bił i on mnie uderzył. Wujek Kol się wściekł i zaczął bić tego pana i ciocia Caroline mnie zabrała i później byliśmy w pokoju wujka Kola. Nie wiem kto to jest, ale też się boję wujku. Naprawdę. W takich sytuacjach potrzebny jest tatuś. Bo mama nie jest w pełni mnie obronić, ponieważ sama się boi. Gdy wujek Kol zaczął bić tego pana, bo chciał mnie uratować poczułam się jakbym miała tatę. Osobę, która by mnie ratowała, broniła. Brakuje mi tatusia- powiedziała.
Kim był ten mężczyzna, którego boi się Caroline? Dlaczego nie mówi mi prawdy?
- Alison… Nie musisz się bać. Jeśli będziesz się czegoś bała to przyjdź do mnie, okej?
- Obronisz mnie?- zapytała.
- Tak- uśmiechnąłem się, a Alison mnie przytuliła.
Po chwili przyszła Caroline z talerzem pełnym jedzenia i zaczęliśmy jeść. Postanowiłem, że zapytam ją o to, co powiedziała mi Alison dopiero jutro, gdy będziemy sami. Gdy skończyliśmy jeść Caroline poszła wykąpać Alison, a ja zacząłem oglądać telewizję. Po kilkunastu minutach na kanapie obok mnie usiadła Alison. Była w różowej pidżamie, a włosy miała zaplecione w dwa warkocze.
- Ciocia Caroline poszła wziąć prysznic- powiedziała- Wujku?
- Tak?
- Zrobisz mi herbatki?- zapytała niepewnie.
- Oczywiście. Jaką chcesz?
- A masz owocową?
- Mam- odpowiedziałem.
- To poproszę owocową- uśmiechnęła się, a ja poszedłem zrobić jej herbatę.
Po chwili wróciłem do niej z kubkiem gorącej herbaty.
- Uważaj gorąca- powiedziałem, gdy podawałem jej kubek.
- Dziękuję wujek- uśmiechnęła się.
Usłyszałem kroki, które oznaczały, że ktoś schodzi ze schodów.
Caroline.
Usiadła obok Ali na kanapie, a ja postanowiłem wziąć prysznic. Wszedłem do łazienki i wszedłem do kabiny. Gdy wziąłem prysznic ponownie zszedłem na dół. Gdy byłem w salonie zauważyłem, że Alison i Caroline już śpią. Wyglądały pięknie. Alison spała głową na kolanach blondynki. Wyłączyłem telewizor i wziąłem Alison na ręce, by zanieść ją do pokoju gościnnego, gdzie miała spać.
- Wujku?- mruknęła cicho, gdy byłem na schodach.
- Śpij dalej Ali- wyszeptałem.
- Mogę spać z wami?- zapytała.
- Oczywiście- uśmiechnąłem się lekko i zaniosłem ją do sypialni położyłem na łóżku.
- Zaraz przyjdę- powiedziałem i zszedłem na dół po Caroline.
Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem ją na łóżku, a jej złociste loki przykryły jej twarz. Uśmiechnąłem się pod nosem i odgarnąłem jej włosy z jej twarzy. Położyłem się na łóżku i zgasiłem lampkę.
- Wujku?- usłyszałem ponownie głos Ali.
- Tak?
- Mogę się do ciebie przytulić?- zapytała.
- Jasne- odpowiedziałem, a dziewczynka wtuliła się we mnie i zasnęła.
Po chwili zamknąłem oczy i także zasnąłem.


___________________________________________________________________________________________________
Hej!
Przepraszam za kolejną przerwę, ale byłam na wakacjach i nie miałam jak dodać nowego rozdziału.
Mam nadzieję, że nowy rozdział się spodobał.
Scena w basenie była raczej dość bardzo nierealna, ale musiałam jakoś zacząć ten rozdział, a kiedyś coś takiego mi się przyśniło, więc to wykorzystałam XD
Caroline się trochę powyzywała w tym rozdziale XD
Nowa postać, czyli wujek Barney! Mam nadzieję, że go polubiliście! W tym rozdziale nie było go za dużo, ale w następnych będzie się pojawiał trochę częściej! XD
Zaczął się temat o dzieciach… Hyhy XD Wredna rodzinka będzie drążyła ten temat XD
Nasza mała Alison się trochę wygadała przed Klausem i tym samy wpakowała (nieświadomie oczywiście XD) ciocię Caroline w kłopoty… XD
Matka Caroline ma nowego faceta! Choć w sumie…to on nie jest nowy XD
Chciałam w tym rozdziale wplątać relacje Ali-Klaus i mam nadzieję, że spodobały się Wam ich wspólne sceny!
Zapomniałabym! Padło pytanie w związku z pewną parą, a mianowcie... KENNETT! XD Co o tej pary to myślę, że mają więcej niż dużą szansę na bycie razem w tym opowiadaniu! XD (też jestem ich fanką <3)
No dobra przestaje już gadać, pisać… cokolwiek XD
Pozdrawiam, życzę świetnie spędzonych ostatniego tygodnia wakacji (przynajmniej w moim przypadku tak jest), miłego kupowania zeszytów (ja tam lubię kupować zeszyty XD) i aby nowy rok szkolny pozytywnie Was zaskoczył. NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! XD
Wasza Caroline xx.


PS Zapomniałam Wam podziękować za te wszystkie cudowne komentarze! <3 Jesteście cudowni! <3 
Template by Nielivka