Weszłam do domu. Było ciemno i cicho. Zapaliłam światło w
przedpokoju i skierowałam się w stronę kuchni. Rozejrzałam się dokładnie w
poszukiwaniu jakiejś kartki, wiadomości od Klausa, gdzie wyszedł.
Nic. Zero.
Westchnęłam głęboko i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej
butelkę wody mineralnej i upiłam z niej parę łyków. Nagle usłyszałam jakiś
hałas na górze. Zdezorientowana chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do
Klausa. Odebrał po trzech sygnałach.
- Caroline? Stało się coś?- zapytał.
- Gdzie jesteś?
- Właśnie wracam do domu. Spotkanie się przedłużyło. Stało
się coś?
- Klaus ktoś tu jest. W domu- wyszeptałam przestraszona,
faktem, że w domu znajduje się jakaś osoba.
- Co? Caroline, wyjdź jak najszybciej z domu. Zaraz będę-
powiedział i rozłączył się.
Za radą Klausa zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Moje
plany zostały jednak pokrzyżowane, gdy wpadłam na kogoś.
- Miło cię znów widzieć, słoneczko- usłyszałam.
- Tyler…- wyszeptałam przerażona.
- Miałem nadzieję, że się zabawimy, ale niestety zadzwoniłaś
do Klausa i niestety teraz mamy mniej czasu, więc będę musiał zrobić to szybko.
- Co?- wyszeptałam.
Tyler tylko uśmiechnął się tak samo, jak tamtej pamiętnej
nocy i wyjął zza pleców duży, ostry nóż.
- Ostrzegałem cię, abyś nie zeznawała w sprawie Alison. Nie
posłuchałaś. Teraz tego pożałujesz- powiedział i wbił mi nóż prosto w brzuch.
Krzyknęłam i nagle Tyler zaczął się rozmazywać. Zamiast
niego widziałam teraz przestraszonego Klausa.
- Caroline- wyszeptał.
Tylko tyle słyszałam.
Jedno słowo. Moje imię.
Caroline. Caroline. Caroline…
- Caroline do cholery jasnej, obudź się wreszcie- ze snu
wyrwał mnie krzyk Katherine.
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Rozejrzałam się. Nie byłam w domu Klausa. Nie było tutaj Klausa. Spojrzałam
na mój brzuch. Wszystko dobrze. Przetarłam ręką twarz.
To był tylko sen. To wszystko było snem.
Tak. To
wszystko było snem. Czwartym już chyba w tym tygodniu…
- Wszystko w
porządku?- spytała moja przyjaciółka.
- Tak. Po
prostu znowu miałam ten sen.
- Znowu?
Który to już raz? Drugi?- spytała.
- Czwarty w
tym tygodniu- westchnęłam.
- Dobra… Weź się ogarnij i przyjdź do kuchni. Damon zrobił
śniadanie- powiedziała i zostawiła mnie samą. Wstałam z łóżka i zgarnęłam
pierwsze lepsze ciuchy, weszłam do łazienki i przyprowadziłam się do porządku.
Byłam w domu Damona. Od mojej sprzeczki z Klausem minęły trzy tygodnie i od
tego czasu go nie widziałam. Wyszłam z domu, gdy on był w pracy i od trzech
tygodni wałęsam się z domu jednego przyjaciela do drugiego. Do mojego do domu
nie pójdę, bo matka własnoręcznie mnie zabije, za to, że zostawiłam Klausa
samego, a do niego też na razie nie wrócę. Nie zniosłabym ciągłych pytań o
Tylerze. Niklaus dzwonił.
Często.
Ale ja nigdy nie odebrałam. Bałam się. Jestem po prostu
pieprzonym tchórzem, ale nie potrafię. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy. Nie
potrafię spojrzeć na niego i nie poczuć tego uczucia, które podpowiada mi, że
powinnam mu zaufać. Od trzech tygodni nękają mnie sny z Tylerem i Klausem w
roli głównej. Zawsze chodzi o to samo. Tyler jest wściekły, że zeznaję w
rozprawie o Alison, a później pojawia się Klaus, który nie wie, co się dzieje.
Rozprawa, która ma rozstrzygnąć, czy Tyler dostanie prawa do
Alison ma się obyć dzisiaj. Zostałam powołana jako świadek przez Rebekę. Boję
się zeznawać, ale muszę to zrobić.
Dla Bonnie.
Dla Alison.
Dla siebie.
Gdy wyszłam z łazienki skierowałam się do kuchni, gdzie
siedzieli Damon i Katherine. Gilbert też dzisiaj nocowała u Salvatore, ponieważ
Elena znowu poszła na randkę, a Kath nie chciała siedzieć sama. A, że ja
nocowałam u Damona, to ona postanowiła, że spędzi czas ze mną i Damonem.
- Dzień dobry, Blondie- przywitał się.
-Dzień dobry.
Usiadłam obok Katherine i zaczęłam jeść przygotowane przez
Salvatore śniadanie.
- Jakie plany na dzisiaj?- spytał.
- Do rozprawy pewnie będę siedziała tutaj, obżerała się i
oglądała jakiś durny program telewizyjny- odpowiedziałam i napiłam się soku
pomarańczowego.
- Nie to chciałem usłyszeć- mruknął.
- A co?- zapytał.
Zamiast Damona odpowiedziała Katherine:
- A wiesz może w końcu pójdę do Klausa i powiem mu, że żyję
i wszystko jest ze mną w porządku.
Mogłam się tego spodziewać.
Katherine i Damon od dwóch tygodni próbują mnie nakłonić bym
porozmawiała z Klausem.
- Myślałam, że go nie lubisz- rzuciłam.
- Bo nie lubię. Ale dopóki przy nim jesteś bezpieczna, mogę go
znieść- powiedziała i kontynuowała jedzenie.
Spojrzałam na Damona, a jego spojrzenie opowiedziało mi na
moje pytanie. On uważał tak samo.
Świetnie.
*Oczami Klausa*
Siedziałem w biurze i próbowałem pracować.
Próbowałem.
Dobre określenie. Od trzech tygodni nie jest w stanie robić
niczego innego niż myślenie o Caroline.
Gdzie ona jest? Czy wszystko w porządku? Dlaczego nie obiera
moich telefonów?
Te pytania nękały mnie cały czas. Ile ja bym oddał, by ją
teraz zobaczyć, usłyszeć jej głos, powiedzieć jej, co czuję, przytulić,
pocałować i nigdy nie pozwolić jej odejść. Ale wiem, że to niemożliwe.
Przynajmniej nie teraz.
Moja optymistyczna strona ciągle wierzyła, że gdzieś tam,
jest dla nas szansa, ale ta racjonalna już dawno pogodziła się z tym, że to się
nigdy nie wydarzy.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę- powiedziałem, a drzwi się otworzyły i zobaczyłem
moją matkę.
- Witaj Niklaus- przywitała się.
- Witaj mamo.
- Nie mogłam dodzwonić się do Caroline.
Nie tylko ty.
- Naprawdę? Musiała pewnie wyjść, gdzieś z Alison i Bonnie.
Wtedy zawsze wyłącza telefon- powiedziałem pierwszą lepszą myśl, która przyszła
mi do głowy.
Musiałem kłamać. Przecież moja matka nie może się
dowiedzieć, że moja narzeczona uciekła trzy tygodnie temu. Gdyby się
dowiedziała nie miałbym życia.
- To nic ważnego. Możesz jej przekazać jak się zobaczycie,
że jutro ma przymiarkę sukni ślubnej- uśmiechnęła się do mnie.
Jak tylko ją zobaczę…
- Dziękuję. Muszę się z tobą niestety pożegnać, ponieważ mam
spotkanie. Do zobaczenia- pożegnała się i wyszła.
Podszedłem do okna i rozejrzałem się po Nowym Jorku. Jak
zwykle tętnił życiem. Całkowite
przeciwieństwo mnie, ponieważ w tej chwili, bez
Caroline, czuję się jakbym umierał.
*Oczami Caroline*
Siedziałam na korytarzu. Cała się trzęsłam. Obok mnie
siedziała Katherine. Damon poszedł po kawę dla nas. Czekaliśmy na Bonnie i
Rebekę. Z tego co wiem zeznawać mam ja, Damon, Kol i to chyba wszyscy. Zeznają
ci, którzy widzieli, jak Tyler uderzył Alison. Katherine zaproponowała, że
przyjdzie ze mną, by podnieść mnie na duchu, ale szczerze mówiąc, jest
zdenerwowana tak samo jak ja. Po chwili wrócił Damon, podał nam napój i usiadł
obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Teraz cisza wydawała się dobrym pomysłem. Po
chwili zauważyłam zbliżających się do nas Rebekę, Kola i Bonnie. Uśmiechnęłam
się lekko na widok Rebeki w todze. Wyglądała tak…poważnie. Jak nie Bekah. Kol w
garniturze, Bonnie w czarnej sukience, Katherine w białej koszuli i spódnicy,
Damon także był ubrany elegancko. I jestem jeszcze ja. W czarnej sukience, z
rozpuszczonymi włosami i pogubiona w swoim życiu. Westchnęłam głęboko.
- Cześć Wam- przywitałam się.
- Hej- wyszeptała, cała trzęsąca się Bonnie.
Nagle przed moimi oczami pojawili się Lockwoodowie i nowy
kochaś mamy. Rozmawiali. Tyler chyba wyłapał mój wzrok, spojrzał na mnie i
uśmiechnął się cwaniacko.
On coś knuł.
- Rozprawa o nadanie praw rodzicielskich Tylerowi
Lockwoodowi- zawołał strażnik i Tyler wraz z jego prawnikiem, a także Bonnie z
Rebeką weszli do pomieszczenia. Schowałam twarz w dłonie.
- Care… Wszystko będzie dobrze. Nie stracimy Alison. Nie
możemy jej stracić- wyszeptała Katherine i mocno mnie przytuliła.
Po jakiś piętnastu minutach strażnik wywołał mnie na
świadka, więc wstałam i ruszyłam do sali. Powoli doszłam do miejsca, gdzie
miałam zeznawać.
- Caroline Forbes, prawda?- spytał sędzia.
Był to starszy mężczyzna.
- Tak, panie sędzio.
- Proszę podać dane o pani. Wiek, miejsce zamieszkania,
zawód…
- Mam 20 lat, nie posiadam pracy. Studiuję psychologie.
- A miejsce zamieszkania.
Bez zastanowienia powiedziałam adres Klausa.
Dlaczego?
- Czy jest pani powiązana, z którąś ze stron?
- Jestem przyjaciółką Bonnie, a z Tylerem miałam kiedyś
wspólną historię.
- Czy zobowiązuje się pani mówić tylko i wyłącznie prawdę?
Kłamstwo będzie karane, rozumie pani?
- Rozumiem- powiedziałam.
Sędzia skinął głową, tym samym dając znak prawnikom, że mogą
zacząć. Pierwszy wstał George.
- Jak długo zna pani, pannę Bennet?- zapytał.
- Znamy się praktycznie całe życie. Poznałam ją w
przedszkolu- odpowiedziałam.
- Jaka była reakcja panny Bennet, na wieść, że zostanie
mamą?
- Była trochę przestraszona. W końcu miała tylko piętnaście
lat, ale później była najszczęśliwszą osobą, jaką znam.
- Czy panna Bennet myślała kiedykolwiek o aborcji?
- Nie. Nigdy nic nie wspominała.
- Co sądzi pani, o pannie Bennet jako matce?
- Uważam, że jest świetną matką. Alison ją strasznie kocha i
gdy spędzam z nią sama czas, praktycznie ciągle mówi, co robiła z mamą i jak
fajnie było- wyjaśniłam.
- Panna Bennet mieszka sama, prawda? Nie jest w żadnym
związku czy temu podobnym?- zapytał.
Rebeka wstał.
-Sprzeciw Wysoki Sądzie! Jesteśmy tutaj w sprawie praw do
Alison Bennet, a nie po to, by studiować życie prywatne mojej klientki!-
powiedziała.
- Oddalam pytanie. Panie Williams, proszę nie zbaczać z
głównej sprawy.
- Oczywiście. Przepraszam. Z mojej strony to wszystko.
Dziękuję- usiadł i przyszła kolej na Rebekę.
- Jak poznała się pani z panem Lockwoodom?
- Spotkaliśmy się w liceum.
- Była pani z nim w związku, prawda?- spytała.
- Tak.
- Co może pani stwierdzić, o panu Locwoodzie?
- Sprzeciw! Teraz wypytujemy o życie osobiste mojego
klienta!- zaprotestował George.
- Jest to pytanie, które jest ważne w tej sprawie!- broniła
się Rebeka.
Sędzia uciszył ich dłonią.
- Panno Forbes, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Tyler jest niebezpieczny.
- Dlaczego pani tak uważa?- spytał sędzia.
- Próbował mnie zgwałcić- powiedziałam, a oczy sędzi się
rozszerzyły- Nie udało mu się jednak, ponieważ mój przyjaciel mu przeszkodził,
a on w zemście postanowił zgwałcić Bonnie- wyszeptałam, próbując powstrzymać
łzy.
Rebeka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
- Wiem, że to może być dla pani trudne, ale musi pani
odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy Alison jest wynikiem gwałtu na pannie
Bennet?
- Tak- przytaknęłam.
- Czy pan Lockwood widział się z córką?- spytał.
- Tak. Zabrał ją od Bonnie w moje zaręczyny.
- Wydarzyło się coś niepokojącego?
- Tak. On ja uderzył- powiedziałam.
- Dziękuję. To wszystko. Może pani usiąść. Proszę zawołać na
salę świadka Damona Salvatore.
Damon odpowiadał na pytania. Następnymi świadkami byli
państwo Lockwoodowie, którzy zaprzeczali wersji, że Tyler uderzył Alison,
później Kol, który potwierdził zarzut rzucony na Lockwooda.
- Proszę o zawołanie na salę świadka Sophie Forbes- zawołał
sędzia, a mnie zamurowało.
Moja matka?
Spojrzałam na Rebekę, ale ona tylko pokręciła głową. To nie
był jej świadek. Moja matka weszła do sali i zaczęła być pytana.
- Czy słyszała pani o tym, że pan Lockwood uderzył swoją
córkę?- spytał George.
- Tak, słyszałam- dzięki Bogu, będzie działała na naszą
korzyść- Słyszałam jak moja córka i jej przyjaciel rozmawiają, że muszą to
powiedzieć w sądzie. To nie jest prawda. Tyler nigdy nie podniósł ręki na tą
biedną dziewczynkę.
Że co do cholery?
Myliłam się. Jednak nie działa na naszą korzyść.
- Dziękuję. To wszystko.
Rebeka szybko wstała, przykuwając tym samym uwagę sędzi.
- Chciałabym powołać na świadka jeszcze jedną osobę-
powiedziała.
- Kogo?- spytał sędzia.
- Alison Bennet- odpowiedziała pewnie- Jest ona teraz pod
okiem psychologa sądowego.
- Sprzeciw! Alison nie była wpisana jako świadek w rozprawie!-
zaprotestował Williams.
- Ale jej odpowiedzi mogą rozstrzygnąć rozprawę. Gdyby pan
nie zauważył mamy spór, o to czy pan Lockwood, uderzył Alison!- krzyknęła.
- Zgadzam się, by Alison została świadkiem- oznajmił sędzia
i dał znak strażnikowi, by poszedł dać znać psychologowi.
Po chwili na telewizorze, który znajdował się w sali
pojawiła się Alison, która coś rysowała.
- Alison, mogę zadać ci parę pytań?- spytała jakaś
blondynka, zapewne psycholog.
- Oczywiście- uśmiechnęła się.
- Co sądzisz o twojej mamie?- zapytała.
- Bardzo kocham moją mamusię. Jestem strasznie szczęśliwa,
że ją mam- spojrzałam na Bonnie, która uśmiechała się na słowa córki.
- Kocham też ciocię Caroline, ciocię Katherine, wujka
Damona, ciocię Elenę, wujka Stefana i w sumie lubię też bardzo wujka Kola i
wujka Klausa. Wujek Klaus będzie mężem cioci Caroline. To jest fantastyczne, bo
on ma bardzo fajną piłkę i ogólnie jest strasznie fajny- uśmiechnęłam się na
stwierdzenie Alison- A wujka Kola poznałam na zaręczynach cioci Caroline.
Obronił mnie- zaśmiała się, ciągle coś rysując.
- Obronił cię? Przed czym?- zapytała psycholog.
- Przed takim jednym panem. On był na zaręczynach i od
uderzył mamę i ta zasnęła, zabrał mnie, a później spotkaliśmy mamę cioci
Caroline, ciocię Caroline, wujka Damona i wujka Kola. Ten pan powiedział, że to
on tym razem uderzy wujka Damona, a ja wtedy krzyknęłam żeby go nie bił, no bo
to mój wujek i nikt nie może go krzywdzić i ten pan mnie uderzył- opowiedziała.
Spojrzałam na moją matkę. Byłam ciekawa jak tym razem
wyplącze się z kłopotów.
- Co rysujesz?- zapytała blondynkę.
- Moje życie- powiedziała i pokazała rysunek.
- Tutaj jestem ja, obok mnie moja mamusia, obok niej ciocia
Caroline z wujkiem Klausem, ciocia Katherine, wujek Damon, ciocia Elena, wujek
Stefan, ciocia Rebeka, wujek Kol, ciocia Ashley, wujek Cody i tutaj jest ten
zły pan- pokazała na postać, który tak jakby spadała z góry na nas wszystkich.
- Dlaczego on spada?
- Bo jak coś spada na coś innego to niszczy tą drugą rzecz.
Tak samo jest tutaj. Ten pan spada i wszystko psuje. Mama i ciocia Caroline się
boją. Mama nie wypuszcza mnie już na boisko, bo mówi, że z nią w domu jestem
bezpieczniejsza, ciocia Caroline i wujek Klaus się kłócą. Wszystko się niszczy
przez tego pana- wyjaśniła.
- Dziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytania.
- Nie ma za co. Było bardzo fajnie- uśmiechnęła się i w tym
momencie znikła z ekranu.
Sędzia przesłuchał ponownie moją matkę. Tym razem mówiła
prawdę. Nadał grzywnę jej, jak i Lockwoodom za kłamstwo i poszedł na naradę. Po
trzydziestu minutach wrócił. Zaczął swoją przemowę, a ja tylko czekałam aż wyda
ostateczny werdykt.
- Po rozpatrzeniu obu stron nadaje pełne prawa rodzicielskie
nad małoletnią Alison, jej matce Bonnie Bennet i uniemożliwiam jakiegokolwiek
kontaktu ojca z córką- oznajmił, a odetchnęłam z ulgą.
Alison zostaje z nami. Szczęśliwa Bonnie uścisnęła Rebekę.
Wyszliśmy z sądu, gdzie czekała na nas Ali.
- Hej, mała- przywitałam się.
- Cześć ciociu Caroline. Pogodziłaś się już z wujkiem
Klausem?- zapytała.
- Jeszcze nie, bo musiałam być tutaj- odpowiedziałam jej.
- Ale pogodzicie się?
Uśmiechnęłam się do niej i zrobiłam miejsce szczęśliwej
Bonnie. Przytuliła ona Alison i powiedziała, jak bardzo ją kocha.
- To co, idziemy świętować?- zaśmiała się Rebeka.
- Jasne- odpowiedział Damon.
- Słuchajcie, idźcie beze mnie. Muszę załatwić coś bardzo
pilnego- oznajmiłam.
- Twoja strata- zaśmiał się Kol- Na razie Caroline!
- Pa!
Zamówiłam taksówkę. Po jakiś pięciu minutach najechała.
Wsiadłam do środka i podałam kierowcy adres. Gdy dojechaliśmy zapłaciłam i
wyszłam z pojazdu. Stałam teraz przed firmą Klausa. Niepewnie weszłam do
środka. Skierowałam się w stronę windy i wjechałam na dwudzieste piętro, gdzie
ma gabinet. Przywitał mnie szeroki i długi hol, gdzie znajdowała się recepcja.
Podeszłam do niej i przywitałam się z recepcjonistką.
- Dzień dobry- przywitała mnie z firmowym uśmiechem- W czym
mogę pomóc?
- Chciałabym się zobaczyć z Klausem Mikaelsonem-
odpowiedziałam.
- Jest pani umówiona?- zapytała.
- Nie, ale to naprawdę ważne- powiedziałam.
- Zobaczę co da się zrobić- oznajmiła i podniosła słuchawkę
do telefonu.
- Panie Mikaelson, przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu
ktoś do pana i mówi, że to ważne- teraz była kolej Niklausa, by mówić, a
recepcjonistka dokładnie się wsłuchiwała w każde wypowiedziane słowo- Tak.
Dobrze. Rozumiem- potwierdziła i odłożyła słuchawkę.
- Pan Mikaelson, panią oczekuje- powiedziała i posłała mi
sztuczny uśmiech, który także odwzajemniłam, z taką samą nieszczerością.
Nie lubię jej.
Powoli skierowałam się w stronę gabinetu Klausa i zapukałam.
- Proszę- usłyszałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
brakowało mi jego głosu.
Niepewnie otworzyłam drzwi i zastałam Klausa wpatrującego
się i piszącego na komputerze.
- Cześć- przywitałam się, tym samym ściągając całą jego
uwagę na mnie.
Widziałam w jego oczach zdziwienie, że widzi mnie tutaj.
Radość, że nic mi nie jest.
Ciekawość, dlaczego uciekłam.
Strach, że zrobię to ponownie.
Pytanie, dlaczego tu jestem.
Wyrzut, że nie dawałam znaku życia.
Wszystkiego po trochu.
- Caroline- powiedział z wyczuwalną ulgą w głosie.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i zamknęłam drzwi.
- Nie chcę przeszkadzać, ale chyba musimy porozmawiać-
odezwałam się.
- Próbuję z tobą porozmawiać od trzech tygodni, Caroline-
powiedział z wyrzutem.
- Wiem. Przepraszam- wyszeptałam.
Jestem żałosna.
Klaus wstał z fotela i podszedł do okna.
- Caroline, mogłaś dać jakiś znak życia. Mogłaś wysłać
cholernego smsa!- był zdenerwowany.
Dziwisz mu się? Zostawiłaś go samego na trzy tygodnie bez
żadnego znaku życia, idiotko!
- Przepraszam- wyszeptałam i zamknęłam oczy próbując
powstrzymać łzy, ale niestety nie udało mi się i jedna, samotna łza powoli
spłynęła po moim policzku.
- Caroline. Nie płacz, proszę- otworzyłam oczy i zobaczyłam,
że Klaus stoi tuż przede mną.
- Nie. Masz rację. Nie powinnam tego robić. To było
strasznie egoistyczne- próbowałam się zaśmiać, ale nie wyszło.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- powiedział Klaus i starł z
mojego policzka łże.
- Przepraszam- coś czuję, że to słowo będzie coraz częściej
wychodzić z moich ust.
Klaus uśmiechnął się lekko.
- Gdzie byłaś przez te trzy tygodnie?- zapytał i pociągnął
mnie za rękę, prowadząc na kanapę w rogu pomieszczenia.
- Włóczyłam się z domu jednego przyjaciela do drugiego-
odpowiedziałam.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bałam się. Bałam się, że znów będziesz mnie wypytywać.
Bałam się odpowiedzi- odpowiedziałam szczerze.
- Przepraszam, że tak wtedy naciskałem, ale naprawdę
chciałem wiedzieć, kogo się boisz. Jak mam cię chronić, kiedy nie wiem przed
kim? Nie będę naciskać, Caroline. Powiesz mi kiedy będziesz gotowa. Poczekam-
powiedział.
- Dziękuję. Za czas- wyszeptałam.
Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Zapomniałbym. Moja matka nie mogła się do ciebie
dodzwonić, więc poprosiła mnie, bym ci przekazał, że jutro masz przymiarkę
sukni ślubnej- powiedział.
Cudownie.
- Wróciłam do rzeczywistości- mruknęłam, a Klaus się
zaśmiał.
- Dużo masz pracy?- zapytałam.
- Muszę jeszcze napisać wiadomość do nowego klienta-
odpowiedział.
- Mogę poczekać, aż skończysz i wrócimy do domu?- spytałam.
- Oczywiście. Chcesz coś do picia? Herbaty, kawy?
- Herbatę- odpowiedziałam.
Klaus podszedł do biurka, chwycił za słuchawkę do telefonu i
poprosił o herbatę dla mnie i czarną kawę dla siebie.
- Nadal nie rozumiem, jak można pić zwyczajną czarną kawę z
niczym- zaśmiałam się- Jesteś dziwnym człowiekiem, Klaus Mikaelson.
- Zupełnie, jak ty, Caroline Forbes- powiedział z uśmiechem.
________________________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak
długą przerwę!
Dziękuję, że wciąż
tu jesteście!
Postaram się więcej
Was nie zawieść!
Nie było mnie
prawie miesiąc (zabić wszystkich nauczycieli przez których musiałam się uczyć!)
Jak Wam idzie w
tym roku szkolnym? J
Jak Wam się
podobał rozdział?
Rozprawa.
Zgadzacie się z werdyktem sędzi? :D
Wiem. Mało Klaroline,
ale musiałam ich „rozdzielić” XD
Zrobiłam przeskok
o trzy tygodnie i mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza ;)
Ślub coraz bliżej *_*
Jeju jak ja to napisze XD
Czekam na Wasze
cudowne komentarze! <3
Pozdrawiam, życzę
jak najlepszych ocen, mało sprawdzianów i niezapowiedzianych kartkówek, zdrowia
i wszystkiego czego sobie zapragniecie!
Wasza Caroline xx.