*Oczami
Caroline*
Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do sypialni
przez duże okno.
Jak ja się tu znalazłam?
Pamiętam jak siedziałam na kanapie w salonie z Ali, a potem
musiałam usnąć, ale jakim cudem ja się tu znalazłam? Spojrzałam w bok i na
mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Na drugiej połowie łóżka spała Ali
wtulona w również śpiącego Klausa. Wyglądali przeuroczo. Naprawdę. Nagle
wyobraziłam sobie, że leży tutaj nasze dziecko, które wtula się w
swojego tatę, jakby szukało bezpieczeństwa…
Caroline! O czym ty do cholery myślisz?!
Szybko potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z niej tę myśl.
Okej… To było dziwne.
Szybko wstałam z łóżka i weszłam do łazienki. Zamknęłam
drzwi i podeszłam do umywalki wykonanej z białego marmuru. Odkręciłam kran, a
zimna woda zaczęła lecieć. Zaczęłam się nią ochlapywać, by poskładać myśli
krążące po mojej głowie. Zawsze chciałam mieć prawdziwą rodzinę.
Kochającego męża, dwójkę może trójkę dzieci. Chciałam mieć szczęśliwą rodzinę.
Wspierającą się. Ale nie wiem czy z Klausem jest to możliwe.
Spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze. Blond włosy,
które układały się w loki dosięgały ramion. Niebieskie oczy, długie rzęsy. Z
wyglądu nic się nie zmieniłam, ale czy tak samo było z charakterem? Czy nadal
jestem tą samą Caroline Forbes, którą wszyscy znali? Na pewno nie. Zmieniłam
się. Wiem to, czuję. Nie jestem już tryskającą optymizmem, żyjącą bez trosk
Caroline, której największym problemem było to, czy w moim pokoju nie było
bałaganu. Tam zawsze było czysto. Musiało być, ponieważ matka tak kazała. Jak
na ironię mój pokój jest przeciwieństwem mojego życia. W moim pokoju wszystko
było na miejscu, wszystko potrafiłam znaleźć. Za to moje życie, jest jednym
wielkim bałaganem. Szczególnie teraz, gdy mam wyjść za mąż, pojawił się Tyler.
To nie tak miało wyglądać! Miałam być szczęśliwa!
Życie lubi zaskakiwać…
Uśmiechnęłam się gorzko to swoich myśli. Usłyszałam pukanie
do drzwi, więc szybko do nich podbiegłam i otworzyłam. Przed moimi oczami
pojawiła się zaspana Alison.
- Ciociu, przepraszam, że ci przeszkodziłam, ale muszę
siusiu- powiedziała, a ja uśmiechnęłam się do niej szeroko, wpuściłam do
środka, a sama położyłam się z powrotem do łóżka. Przekręciłam się na bok, tak,
że teraz mogłam patrzeć na Klausa. W sumie to jego też mi było szkoda. Przecież
on też zasługuje na szczęście. A teraz zamiast być szczęśliwym tkwi ze mną,
rozhisteryzowaną dziewczyną, która niczym się nie wyróżnia. Klaus na pewno
ułożyłby sobie życie. Jest przystojny…
Bardzo przystojny…
Szybko uciszyłam tę myśl. Wracając do Klausa. Jest też
przecież inteligentny, troskliwy, co ja będę wymieniać. Jest to po prostu ideał
mężczyzny dla każdej kobiety, ale… dlaczego nie dla mnie? Dlaczego nie czuję
się tak, jak każda dziewczyna czułaby się w jego towarzystwie? I to jest jeden
z przykładów, że się zmieniłam. Dawna Caroline skakałaby z radości mieszkając z
takim mężczyzną, ale teraz? Szczerze? Nie mam pojęcia, co czuję. Naprawdę. Nie
mam zielonego pojęcia jak wyglądają moje uczucia względem Klausa. Po chwili Alison
wyszła z łazienki, przerywając moje rozmyślenia. Podeszła z uśmiechem do łóżka.
- Ciociu, pobawisz się ze mną?- zapytała słodkim głosikiem.
Zaśmiałam się cicho,
nie chcąc obudzić Klausa i przytaknęłam głową. Alison uśmiechnęła się szerzej i
poszłyśmy na dół, po drodze wstępując do pokoju, gdzie miała swoje rzeczy, by
zabrać zabawki. Wzięła ze sobą lalkę piłkarkę od Damona, misia Mus- Mus i
jakieś kucyki. Co do nazwy misia… Mus-Mus, według mnie ta nazwa bardzo
pasuje do pluszaka i zresztą do samej Ali. Dostała tego misia ode mnie, kiedy
miała dwa latka i jest to jej ulubiona maskotka. Siedziałyśmy na podłodze w
salonie i bawiłyśmy się oraz oglądałyśmy telewizję.
- Ali, jesteś może głodna?- spytałam.
- Troszeczkę- mruknęła, nie odrywając ręki, jak i wzroku od
lalki, którą aktualnie grała w piłkę.
- Zrobię ci coś do jedzenia- powiedziałam i ruszyłam w
stronę kuchni. Uwielbiałam, gdy kuchnia była łączona z salonem! I na szczęście
tutaj tak było. Zaczęłam przeglądać szafki i jakimś cudem znalazłam nutellę.
Ukroiłam dwie kromki chleba i posmarowałam je nutellą. Wrzuciłam na talerz i
dałam Ali, która od razu zabrała się za jedzenie. Gdy skończyła odłożyłam
talerz do zmywarki i jak najszybciej do niej wróciłam. Ponownie zaczęłyśmy się
bawić, śmiać.
- Dzień dobry, wujku Klaus!- krzyknęła Ali, pobiegła w jego
stronę i wskoczyła mu w ramiona.
Odwróciłam się do nich z uśmiechem na twarzy. Klaus wziął
Ali na ręce jakby ważyła tyle samo jak piórko.
A nie waży… Uwierzcie mi.
Uśmiechnął się do niej szeroko i także się przywitał.
- Jak ci się spało?- zapytał i usiadł na kanapie z Ali na
jego kolanach.
- Bardzo dobrze. Masz bardzo wygodne łóżko, wujek-
zaśmialiśmy się się- A jak tobie się spało?
- Też bardzo dobrze- uśmiechnął się.
Postanowiłam, że zamiast siedzieć na podłodze przeniosę się
na wygodną kanapę i tak też zrobiłam. Teraz siedziałam po turecku twarzą do
Klausa i Ali.
- Jesteś głodna?- spytał Ali.
- Nie. Jadłam przed chwilą- uśmiechnęła się.
- A ty?- spojrzał na mnie.
- Trochę. Zaraz zrobię coś na śniadanie. Co byś chciał?-
powoli podnosiłam się, ale zatrzymał mnie Klaus. A dokładniej jego dłoń na mojej.
Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, którego
jeszcze nigdy nie czułam. No może raz…wtedy w basenie, gdy mnie przytulił…
Caroline, co się z tobą dzieje?
- Ja zrobię coś do jedzenia- uśmiechnął się i ruszył w
stronę kuchni.
- To my pójdziemy się ubrać, co?- zapytałam Alison.
Pokiwała swoją główką i ruszyła na górę. Bonnie wrzuciła jej
do torby białą sukieneczkę w czarne kwiatki i zielony sweterek, jakby było
zimno. Mała poszła umyć ząbki, ubrała się i po chwili wróciła z łazienki i
poprosiła, abym ją uczesała. Szybko złapałam za szczotkę i zaczęłam ją czesać,
a po chwili miała skończonego dobierańca. Spakowałyśmy jej zabawki, bo
powiedziała, że nie chce się już nimi bawić i pobiegła do Klausa na dół.
Skierowałam się w stronę mojej sypialni, wzięłam szorty z wysokim stanem,
czarny jednolity T-shirt i balerinki. Weszłam do łazienki i doprowadziłam się
do porządku. Po chwili dołączyłam na dole do Klausa i Alison. Akurat, gdy
schodziłam śniadanie było gotowe. Usiadłam przy blacie na wysokim „barowym”
krześle i zaczęłam jeść jajecznicę zrobioną przez Klausa. Była naprawdę dobra.
Po skończonym jedzeniu zaproponowałam, że posprzątam, a Niklaus w tym czasie poszedł
się ubrać. Niedługo później wrócił w jeansach i zwykłej koszulce. Muszę
przyznać, że ta wersja Klausa Mikaelsona bardziej mi się podoba niż ta
oficjalna. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Niklaus poszedł je otworzyć.
Zapewne to Bonnie.
Słowo zapewne powodowało u mnie momentalny strach.
A co jeśli to Tyler?!
Wsłuchałam się i po chwili odetchnęłam z ulgą, gdy
usłyszałam głos przyjaciółki.
- Przepraszam cię za kłopot, ale Alison uparła się na ciocię
Caroline i…- zaczęła się tłumaczyć, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Cała Bonnie.
- Bonnie spokojnie. Nic się nie stało. Alison była bardzo
grzeczna- czułam, że się uśmiecha.
Po chwili Bennet wraz z Mikaelsonem była w salonie i
przywitała mnie szerokim uśmiechem.
- Mama!- Alison wpadła w jej ramiona.
- Cześć kochanie- przywitała się Bonnie i pocałowała ją w
główkę.
Przez chwilę przeleciała mi myśl, jakby to było, gdybym ja
była na miejscu Bonnie, a moje dziecko na Ali.
Nie! Caroline, stop!
Momentalnie spojrzałam na Klausa i nasze spojrzenia skierowały
się na chwilę.
Czy to możliwe, aby on myślał o tym samym, co ja?
Po chwili Alison oderwała się od Bonnie.
- Byłaś grzeczna?- spytała ją.
- Bardzo. A ty, mamo?- uśmiechnęła się.
Zaśmiałam się.
- Jak zawsze- Bonnie puściła jej oczko.
- Pójdę po jej rzeczy- powiedział Klaus i skierował się na
góre.
- Dziękuję- uśmiechnęła się, a Klaus odwzajemnił gest.
- Jak ci się podobało?- spytała swoją córeczkę.
- Było super! Muszę tutaj częściej przyjeżdżać! Bawiłam się
z ciocią Caroline i grałam w piłkę z wujkiem Klausem! Kiedy tutaj znowu
przyjadę?- uśmiechnęła się.
- Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz- powiedziałam jej.
Klaus wrócił z torbą i plecaczkiem Alison. Drugą rzecz podał
od razu właścicielce, ale uparł się, że odniesie torbę z rzeczami dziewczynki
do samochodu Bonnie.
- No dobrze. My musimy już iść- powiedziała Bennet, a Ali
podbiegła do mnie i mnie przytuliła, a następnie pożegnała się również z
Klausem, który już odniósł torbę z rzeczami małej. Bonnie pomachała do mnie, a
ja odwzajemniłam ten gest.
- Jeszcze raz przepraszam za kłopot.
- To nie był żaden problem, Bonnie- powiedziałam z Klausem w
tym samym czasie.
Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się. Bonnie
popatrzyła na nas i także się uśmiechnęła.
- No więc… Jeszcze raz dziękuję- powiedziała i wyszła.
Po chwili słychać było odjeżdżający samochód.
Klaus nagle spoważniał i odwrócił się w moją stronę. W jego
oczach nie było już tego charakterystycznego błysku.
O co chodzi?
- Caroline- zaczął- Musimy porozmawiać.
- O czym?- spytałam szybko.
- Dlaczego nie mówisz mi prawdy?- spytał.
- Co?
- Caroline, dlaczego nie powiedziałaś mi, że się kogoś
boisz?
Skąd on o tym wie? Cholera!
Milczałam.
- Caroline- podszedł do mnie bliżej- To o nim mówiła Ashley?
Wtedy w samochodzie, co wsiadła taka przerażona. To jego się bała, prawda? To o
nim rozmawiałaś z Rebekah?- był coraz bardziej zdenerwowany.
- To nie twój biznes!- syknęłam.
- Mylisz się! To jest mój biznes!- krzyknął.
Po raz pierwszy na mnie krzyknął.
- Kim on jest?- cisza- Caroline…
- Skąd o tym wiesz?- zapytałam.
- Alison się trochę wygadała. Może i jest mała, ale dużo
rozumie. Mówiła, że ten facet raz do nich przyszedł i, że Bonnie się z nim
kłóciła. Później razem z Damonem przyjechali do ciebie i Ali powiedziała, że
widziała w twoich oczach strach. Następnie mi powiedziała, że on był na naszych
zaręczynach. Caroline to prawda? On tam był?
- Był- wyszeptałam, a po moim policzku zaczęły płynąc łzy.
Moje cholerne wspomnienia znowu wróciła! To, co mi zrobił,
to co zrobił Bonnie… Wszystko.
- Czego on chciał?- znowu milczałam- Caroline… Spójrz na
mnie- poprosił i delikatnie dotknął mojego podbródka, bym na niego spojrzała.
- Caroline, powiedz mi prawdę.
Zamknęłam oczy i pokręciłam przecząco głową. Klaus głęboko
westchnął.
- Dlaczego nie?!- spytał ponownie zdenerwowany.
Milczałam. Cisza wydawała mi się teraz taka potrzebna.
- Caroline, błagam cię, powiedz coś.
Ale ja tylko starłam łzy z policzków.
- Dlaczego nie chcesz mi zaufać, Caroline?- spytał.
Spojrzałam na jego twarz. On naprawdę chciał odpowiedzi.
Chciał to wiedzieć.
- Raz komuś zaufałam i nie skończyło się dobrze-
wyszeptałam, a Klaus spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili jakby wszystko
zrozumiał.
- Chodzi ci o niego? Zaufałaś mu? Skrzywdził cię? Caroline,
odpowiedz- błagał, ale ja tylko zamknęłam oczy, z których od nowa leciały łzy.
To mu wystarczyło. To było dla niego odpowiedzią. Podszedł
do mnie i wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Caroline...- spojrzałam na niego. Przez łzy obraz był
trochę rozmazany, ale i tak mogłam zobaczyć wszystkie emocje w jego oczach-
Zaufaj mi. Caroline, nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję.
Chciałam mu zaufać. Cholernie chciałam mu zaufać! Ale nie
potrafiłam. Szybko pokręciłam głową i pobiegłam do sypialni. Klaus pobiegł za mną.
Szybko wbiegłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami,
a po chwili usiadłam nadal się o nie opierając. Cały czas płakałam. Cały czas
wlatywało mi do głowy kolejne wspomnienie związane z nim.
- Caroline, otwórz drzwi- usłyszałam głos Klausa.
Nie odpowiedziałam mu.
- Caroline, proszę…
Ale ja tylko patrzyłam tępo przed siebie przypominając sobie
wszystko, co chciałabym zapomnieć. Przypomniałam sobie jego. Nasze każde
spotkanie, pocałunek. On był idealny, dla mnie, ale po tym, co zrobił
nie potrafię czuć do niego czegokolwiek prócz nienawiści.
- Caroline- Klaus nadal próbował mnie nakłonić do otworzenia
drzwi.
Chciał poznać prawdę. I szczerze? Nie mam mu tego za złe,
ponieważ na nią zasługuje. Ale ja po prostu nie potrafię. To nie jest takie
łatwe. Schowałam swoją twarz w dłonie i płakałam.
Przestań płakać! Caroline, do cholery weź się w garść!
- Otwórz drzwi, Caroline- nie dawał za wygraną.
Milczałam i płakałam. Po paru minutach, może godzinach Klaus
westchnął głęboko i wyszedł z domu. Nie mam pojęcia, gdzie poszedł, ale byłam
mu za to bardzo wdzięczna. Musiałam z kimś porozmawiać, o tym, co się właśnie
stało. Nie mogłam zadzwonić do Bonnie, ponieważ tam jest Alison, a jak
powiedział Klaus mała dużo rozumie. Do Ashley i Codiego też nie zadzwonię. Nie
chce ich obarczać swoimi problemami. Damon był dzisiaj umówiony, więc zostali
mi Katherine, Stefan i Elena. Żadne z nich nie odbierało. Nagle przypomniałam
sobie o jeszcze jednej osobie, której mogę powiedzieć wszystko. Wykręciłam numer
i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Cześć wujku- powiedziałam, a raczej wychlipiałam przez
łzy.
- Stało się coś? Caroline, dlaczego płaczesz?
- Możesz do mnie przyjechać? Muszę z kimś porozmawiać-
poprosiłam.
- Oczywiście. Zaraz będę- oznajmił i rozłączył się.
Właśnie w takich chwilach dziękowałam światu, że istnieje
ktoś taki jak wujek Barney. Zawsze stanie po mojej stronie, pomoże. Jakiś czas
później zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam z podłogi, otworzyłam drzwi od
sypialni i zeszłam na dół. Gdy tylko otworzyłam drzwi rzuciłam się wujkowi w
ramiona i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wujek bez żadnych zbędnych słów po
prostu mnie przytulił i zaczął głaskać po głowie, jak to robił mój ojciec. Po
chwili się od niego oderwałam, przypominając sobie, że jesteśmy na zewnątrz.
Zaprosiłam go do środka i zamknęłam drzwi.
- Caroline, co się stało?- spytał.
- Miałam… lekką kłótnię- tak to chyba mogę nazwać, no
nie?- z Klausem.
- Lekką?! Jesteś cała zapłakana! Miał o ciebie dbać. Perfidna
gnida!
- To nie tak- i zaczęłam mu opowiadać.
- Trzeba było od razu! A ja nazwałem go gnidą- prychnął sam
do siebie.
- Wujku, co ja mam zrobić?- spytałam.
- Powiedzieć mu prawdę. Kiedy będziesz na to gotowa-
odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Tak uważasz?
Pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie.
*Oczami Klausa*
- No i co ja mam teraz zrobić Dean?- spytałem mojego
przyjaciela.
Znaliśmy się od dziecka, więc mogłem powiedzieć mu wszystko.
- To jest takie pokręcone- westchnął- Kochasz tę dziewczynę
odkąd byliście dziećmi, ale ona nie ma o tym pojęcia, a ty nie chcesz
powiedzieć jej o swoich uczuciach, ponieważ nie chcesz zniszczyć waszych
relacji. A teraz ona ukrywa coś ważnego przed tobą i ty nie wiesz, co robić…
Zwróciłeś się do złej osoby, przyjacielu. Ja jestem singlem! Nie znam się na
takich rzeczach!
Dean |
- Ale potrafisz stwierdzić, że to pokręcone- mruknąłem i
pociągnąłem łyk ze szklanki.
- Każdy debil by to stwierdził.
Westchnąłem. Tak to prawda. Kocham Caroline od dziecka.
- Jeśli ją kochasz…- zaczął Dean- Powinieneś poczekać. Dać
jej czas.
- Czas?- prychnąłem- Ona się kogoś boi, a ja nie jestem w
stanie jej obronić jeśli nie wiem kim jest ta osoba!
- Caroline nie mówi ci prawdy, bo najwyraźniej nie ufa ci w
stu procentach. Musisz zdobyć jej pełne zaufanie. Dopiero wtedy- gdy będzie ci
w pełni ufać powie ci całą prawdę.
- No dobrze. Będę zdobywać jej zaufanie. Ale co jeśli tego
nie zdobędę?- zapytałem.
- Zdobędziesz- powiedział pewny swoich słów.
- Co ty tak pewny?
- Intuicja Klaus- zaśmiał się- A teraz muszę ci powiedzieć,
że wyłapałem niezłą laskę. Dla mnie oczywiście!
- Pokaż mi ją- wskazał palcem, a ja uśmiechnąłem się pod
nosem.
- Właśnie ją chciałem teraz widzieć- powiedziałem i powoli
zacząłem wstawać z miejsca, by podejść do dziewczyny.
- Poczekaj, znasz ją?- spytał.
Pokiwałem głowę i ruszyłem w stronę dziewczyny. Gdy tylko
mnie zauważyła wyszła z baru. Szybko za nią pobiegłem.
- Poczekaj!- krzyknąłem.
Odwróciła się niezadowolona. Nigdy mnie nie lubiła.
- Czego chcesz, Klaus?- spytała oschle.
- Pomocy. Potrzebuję twojej pomocy Katherine-
odpowiedziałem.
Posłała mi pytające spojrzenie.
- Potrzebujesz mojej pomocy? Niedoczekanie Mikaelson-
rzuciła i ponownie zaczęła się oddalać.
- Chodzi o Caroline!- stanęła i odwróciła się zdziwiona-
Katherine to twoja przyjaciółka. Musisz mi pomóc.
- O co chodzi?- skrzyżowała ręce na piersi.
- Ona coś przede mną ukrywa- zacząłem.
- Nie dziwię się jej- prychnęła.
- To jest ważne, Katherine! Ona się kogoś boi i nie chce
powiedzieć kto to jest- wytłumaczyłem, a wyraz Katherine zmienił się
diametralnie.
Zagryzła wargę i zaczęła patrzeć w niebo.
- Ty wiesz o kogo chodzi, prawda? No jasne, że wiesz-
powiedziałem- Czy tylko ja nie wiem o kogo chodzi?!
- Szczerze?- spytała Gilbert.
Szybko pokiwałem głową.
- Tak. Tylko ty nie wiesz o kogo chodzi- uśmiechnęła się
słodko i odeszła.
- Katherine!- krzyknąłem za nią, ale mnie zignorowała.
Cholera!
Wróciłem do baru.
- Spłoszyłeś niezłą laskę!- krzyknął z udawanym oburzeniem.
- Tak wyszło- mruknąłem- To przyjaciółka Caroline.
- Wyjaśniła ci?
- Nie. Nie wiem nic. Podobno jako jedyny. Fantastycznie!-
mruknąłem z sarkazmem i pociągnąłem spory łyk alkoholu ze szklanki.
- Hola, hola! Przystopuj Mikaelson!- zaśmiał się mój
przyjaciel.
Przekręciłem oczami i zamówiłem jeszcze raz to samo.
***
Po jakiejś godzinie wróciłem do domu. Wszędzie było ciemno.
Caroline pewnie gdzieś wyszła. Zapaliłem światło w kuchni. Nie było żadnej
karteczki. Wszedłem na górę i skierowałem się w stronę sypialni. Gdy wszedłem
do pomieszczenia, zauważyłem śpiącą Caroline. Wyglądała pięknie. Uśmiechnąłem
się i przykucnąłem przy łóżku. Odgarnąłem jej blond loki z twarzy i delikatnie
pogładziłem po policzku. Powoli zacząłem wstawać i złożyłem na jej czole lekki
pocałunek. Wszedłem do łazienki, ogarnąłem się i położyłem się w łóżku obok
słodkiej Caroline, która niedługo będzie moją żoną. Kocham ją, ale ona nie może
się o tym dowiedzieć. Przynajmniej nie teraz…
Ich pierwsza "kłótnia" nie była... kłótnią, ale co tam XD Pojawił się Dean! I od razu Wam powiem, że namiesza w życiu jednej z bohaterek XD
No dobra kończę przemowę... XD
Życzę Wam weny, mało nauki, a jeśli już to przynamniej przyjemnjej (jeśli nauka w ogóle może być przyjemna XD) i wszystkiego czego sobie zapragniecie kochani! <3
A i zapomniałabym podziękować Wam za te wszytskie cudowne komentarze <3 To mnie naprawde motywuje i mam chęć do dalszego pisania <3 Kocham Was!
Wasza Caroline xx.